To miał być piękny, słoneczny, a przede wszystkim suchy dzień. Mieszkańcy Commerce City, położonego na północnym przedmieściu Denver w stanie Kolorado, postanowili spędzić go na rodzinnym pikniku.
Miały być dmuchane zamki dla dzieci, leżaki dla chcących zażyć kąpieli słonecznej i obowiązkowo przekąski. Niebo było błękitne, więc zupełnie nic nie zapowiadało istnego kataklizmu, jaki miał się zdarzyć za chwilę.
Niespodziewanie niewidzialna siła zaczęła dewastować stragany, przewracać leżaki i unosić w powietrze najróżniejsze przedmioty. Z każdą sekundą wiatr był coraz mocniejszy, zaczął przenosić toi-toie. Najpierw jedną toaletę z impetem rzucił na samochody, a następnie uniósł na kilkanaście metrów.
Zawartość toalety została wyssana w górę, ujawniając lej. Druga toaleta też została chwilę później obrócona w perzynę. Na szczęście nikogo w tym czasie w nich nie było, w przeciwnym razie mogłoby dojść do tragedii.
Przypomina tornado, ale nim nie jest
Jak to możliwe, że sielankowa aura w oka mgnieniu zmieniła się w dramat? Wszystkiemu winne było zawirowanie powietrzne. Zjawisko to nazywane jest trąbą pyłową, diabełkiem pyłowym lub po prostu wirem powietrznym.
Fenomen ten powstaje zazwyczaj w pogodny, bezwietrzny dzień, gdy promienie słoneczne intensywnie ogrzewają powierzchnię ziemi. W momencie, gdy nad ogrzany grunt nagle napływa dużo chłodniejsze powietrze, dochodzi do intensywnej konwekcji, a więc oddawania ciepła przez grunt atmosferze.
Zaczyna się formować kolumna ciepłego powietrza, a wraz z nią tworzy się niewielki ośrodek niżowy, które wiruje przeciwnie do ruchu wskazówek zegara. Gdy masa jest przenoszona bliżej ośrodka rotacji to zachowany zostaje moment pędu, co nasila zjawisko.
Formuje się tym samym wir, który podobnie jak wiatr, jest niewidoczny do momentu, gdy nie unosi z ziemi pyłu. Gdy zaczyna go unosić, to staje naszym oczom zjawisko przypominające trąbę powietrzne lub, jak kto woli, tornado.
Jednak zasada powstawania trąby pyłowej jest zupełnie odmienna od tego, jak rodzi się tornado. Przede wszystkim trąba pyłowa nie potrzebuje superkomórki burzowej, a więc również mezocyklonu. Nie spotkamy jej więc podczas deszczowej czy burzowej aury, lecz w słoneczny dzień, gdy nic nie zapowiada pojawienia się aż tak gwałtownego zjawiska.
Trąba pyłowa jest dużo słabsza od trąby powietrznej, rzadko kiedy prędkość jej obrotu przekracza 100 km/h. Najczęściej też ma kilka do kilkunastu metrów średnicy oraz żyje kilka sekund, rzadziej kilkadziesiąt sekund, a jeszcze rzadziej kilka lub kilkanaście minut. Pokonuje przy tym nieduże odległości, zwykle kilkadziesiąt metrów, rzadko kiedy kilkaset metrów.
Choć lej jest najczęściej zbyt słaby, aby nas porwać, to jednak może nas porządnie potarmosić, piasek może dostać się nam do oczu i ust, możemy też zostać zranieni ostrym przedmiotem, który trąba uniesie w powietrze. Nie raz dochodziło do takich zdarzeń. Diabełki porywały dmuchane zamki z dziećmi, przewracały namioty czy uniemożliwiały rozgrywki sportowe.
Trąby pyłowe występują powszechnie także w Polsce. W tym sezonie zaobserwowano je m.in. nad polami w gminie Miękinia na Dolnym Śląsku czy też na plaży nad zalewem w Kobylej Górze w Wielkopolsce. W tym ostatnim przypadku wir mocno wystraszył spokojnie opalających się plażowiczów i zdemolował ich sprzęt plażowy.
Źródło: TwojaPogoda.pl