Kandydatura Jima Bridenstine'a na szefa NASA pojawiła się już jesienią ubiegłego roku. Jednak wówczas została zamrożona, ponieważ senatorowie byli podzieleni co do jego wyboru przez Donalda Trumpa, prezydenta USA.
Po 7 miesiącach negocjacji jego kandydatura przeszła pomyślnie przez głosowanie w senacie. Bridenstine otrzymał 49 z 50 głosów. To pierwszy szef NASA w historii, który nie otrzymał wszystkich możliwych głosów senatorskich.
Według senatorów to skutek kontrowersyjnych teorii, które głosi. Demokraci zarzucają mu negowanie zmian klimatycznych. Według nich Bridenstine wielokrotnie i jasno oświadczał, że nie wierzy w to, iż działalność człowieka jest główną przyczyną zmian klimatycznych.
Globalne temperatury przestały rosnąć 10 lat temu. Globalne zmiany temperatury, jeśli występują, korelują z wydajnością Słońca i cyklami oceanicznymi - powiedział Jim Bridenstine w 2013 roku.
Na dodatek jego przeciwnicy wytykają mu brak specjalistycznego wykształcenia, aby móc kierować tak ważną instytucją, jak NASA. Bridenstine był pilotem marynarki wojennej, a później dyrektorem Muzeum Atmosfery i Kosmosu.
Tymczasem podczas listopadowego przesłuchania Bridenstine przyznał, że "działalność człowieka przyczynia się do zmian klimatycznych, które obecnie obserwujemy". Jednak w dalszym ciągu odmawiał uznania, że to ludzie są głównymi sprawcami ocieplenia klimatu.
To zależy od wielu czynników. Każdego dnia dowiadujemy się o tym nowych faktów. W ciągu kilku lat będziemy mogli stwierdzić jednoznacznie. W innych latach podczas cykli słonecznych występują inne czynniki, które mogą mieć większy wpływ - dodał Bridenstine.
Na stronie internetowej NASA wciąż widnieje jasna informacja, że "większość klimatologów zgadza się, że główną przyczyną obecnego trendu globalnego ocieplenia jest ludzka ekspansja efektu cieplarnianego". Czy nowy szef NASA nakaże jej usunięcie?
W świecie naukowym pojawiają się poważne obawy, że nowy szef NASA może ograniczać dostęp do danych klimatologicznych gromadzonych przez instytucję, w ten sposób ucierając nosa organizacjom, które walczą o powstrzymanie zmian klimatycznych, a przy tym atakując administrację Donalda Trumpa.
Nowa wizja Trumpa
Trump już w zaledwie kilka dni po swoim zaprzysiężeniu nakazał usunięcie ze stron internetowych Białego Domu informacji na temat globalnego ocieplenia. Zapowiedział także "kres wojnie z węglem" oraz "nową rewolucję energetyczną", która ma nie tylko uczynić węgiel bardziej konkurencyjny wobec odnawialnych źródeł energii, ale także zdecydowanie zwiększyć niezależność energetyczną Stanów Zjednoczonych i przywrócić do pracy tysiące górników.
Następnie podpisał dekret, który wycofał Stany Zjednoczone z większości działań, które za rządów Baracka Obamy, poprzedniego prezydenta USA, miały chronić środowisko naturalne. Trump nie zamierza również przestrzegać Porozumienia Paryskiego, zakładającego stopniowe ograniczanie emisji CO2 do atmosfery.
Donald Trump otoczył się osobami z podobną wizją. Wielokrotnie powtarzał, że nie wierzy, iż człowiek ma jakikolwiek wpływ na klimat. Wtórował mu Scott Pruitt, szef Agencji Ochrony Środowiska, który stwierdził z kolei, że nie wierzy, że dwutlenek węgla jest głównym czynnikiem przyczyniającym się do globalnego ocieplenia.
Nie brak też opinii, choć nie są one potwierdzone, że administracja prezydencka będzie chciała przekonywać inne kraje, aby wspólnie z USA odstąpiły od globalnego porozumienia klimatycznego. Tego scenariusza ekolodzy obawiają się najbardziej, ponieważ może on doprowadzić do nieodwracalnej reakcji łańcuchowej.
Podczas, gdy organizacje ekologiczne zarzucają nowemu szefowi NASA oraz prezydentowi USA niszczenie postępu, który dotychczas poczyniono w walce ze zmianami klimatycznymi, prawa strona sceny politycznej zapowiada wprowadzanie swoich wizji, które zakładają rozwijanie najnowocześniejszych projektów technologii węglowych, mających sprawić, że będzie to bardziej czyste i przyjazne środowisku naturalnemu źródło energii.
Republikanie zapowiadają, że można iść inną drogą niż ratowanie środowiska kosztem spowalniania krajowej gospodarki i ograniczania miejsc pracy. Można to robić z zyskiem dla jednego i drugiego, i zamierzają to udowodnić.
Źródło: TwojaPogoda.pl / NASA / Independent.co.uk