Najbardziej liczne państwo świata ma najbardziej zanieczyszczone środowisko naturalne, co jest skutkiem gwałtownego rozwoju gospodarczego. Otwierane są wciąż to nowe zakłady przemysłowe, na drogach pojawia się coraz więcej samochodów, tymczasem o jakość powietrza i czystość wody pitnej nikt już nie dba.
Dotąd naukowcy przypuszczali, że z chińskim środowiskiem jest źle, ale najnowszy raport poważnie ich przeraził, bo sytuacja jest naprawdę katastrofalna. Ostatnio chińskie władze utajniły dokument na temat stanu środowiska naturalnego w Chinach. Dane zbierane były przez 6 lat. Przebadano 200 tysięcy próbek powietrza, wody, gleby i artykułów rolnych.
Zaraz po publikacji raport został utajniony przez Ministerstwo Środowiska pod rygorem tajemnicy państwowej. Jeden z delegatów przybyłych na doroczny zjazd partii komunistycznej zdradził, że wyniki raportu ukryto przed opinią publiczną, aby uniknąć zbiorowej paniki i demonstracji.
Według nieoficjalnych informacji przekazywanych przez geologów w chińskich miastach skażonych jest aż 90 procent wód podziemnych, z czego 60 procent w stopniu poważnym. Normy jakościowe wody podziemne miały tylko w 3 procentach miast.
Nie trudno sobie wyobrazić, co jeszcze znalazło się w raporcie, zwłaszcza, że co kilka dni nadchodzą informacje o ekstremalnym przekroczeniu stężenia pyłów w powietrzu nie tylko nad Pekinem, lecz nad znaczną częścią Chin. Niemal nieustannie pojawiają się w mediach doniesienia o tajemniczych zmianach barwy wody w rzekach, która raz jest żółta lub zielona, a innym razem czerwona.
Już kilka lat temu paru odważnych mieszkańców Chin ogłosiło światu, że na terenie Państwa Środka istnieją tak skażone miejsca, że na raka chorują całe wioski. Teraz chińskie Ministerstwo Środowiska oficjalnie przyznało, że ten problem istnieje.
Termin "wioski raka" został ukuty przez aktywistów już na początku bieżącego millenium, lecz do tej pory władze problem ten całkowicie ignorowały. Oczywiście był ku temu doskonały powód, bo chorujące na raka wioski znajdują się w bezpośredniej odległości od ośrodków przemysłowych, gdzie do rzek trafiają toksyczne odpady.
A jak wiadomo to właśnie błyskawicznie rozwijający się przemysł odpowiada za rozwój Chin w ostatnich latach i za bogacenie się tego kraju. Dlatego przez władze problem był zbywany milczeniem, ostatnio jednak Chińczycy zaczęli się burzyć, po tym jak został on podkreślony przez gigantyczne skażenie powietrza w okolicach Pekinu.
Za problem z "wioskami raka" odpowiada głównie to, że przy produkcji przemysłowej w Chinach nadal wykorzystuje się toksyczne chemikalia, które w krajach rozwiniętych są całkowicie zakazane.
Chiński smog staje się tak groźny, że naukowcy zaczynają porównywać sytuację do nuklearnej zimy, skażenie powietrza zagraża bowiem produkcji rolnej nie dopuszczając wystarczających ilości światła do roślin.
Profesor He Dongxian z Chińskiego Uniwersytetu Rolniczego przeprowadziła ostatnio eksperyment, który polegał na wyhodowaniu z nasion kilkunastu roślin papryczek chili i pomidorów w laboratorium i w jednej ze szklarni na przedmieściach Pekinu.
W pierwszym przypadku rośliny wykiełkowały w ciągu 20 dni, natomiast w drugim zajęło im to dwa miesiące, ale zdaniem naukowców i tak najprawdopodobniej uschną one w najbliższym czasie.
Porównanie do nuklearnej zimy nie jest wcale tak wielką hiperbolą, w takim scenariuszu jednoczesne odpalenie wielu bomb atomowych miałoby wyrzucić w atmosferę takie ilości pyłu, że przysłonięte zostałoby Słońce uniemożliwiając roślinom fotosyntezę, a podobny scenariusz, choć bez bomb atomowych, zaczyna się ziszczać w Chinach.
Jakby tego było mało, to przedstawiciele Chińskiej Akademii Nauk zwrócili uwagę, że Pekin jest już niemal niezdatny do zamieszkania przez ludzi, również w wyniku ogromnego skażenia powietrza.
Zdjęcia satelitarne wykonane, gdy Chiny znów pogrążyły się w trującym smogu, obrazują skalę zjawiska. To dowód na to, jak bardzo mylimy się mówiąc, że człowiek nie jest tak potężny, aby zanieczyszczać powietrze na tak dużą skalę i w ten sposób zmieniać warunki pogodowe. Czym więc są kłęby smogu unoszące się na dystansie nie setek, lecz tysięcy kilometrów?
Smog coraz częściej z wiatrem przenoszony jest nad Półwysep Koreański i wyspy Japonii. Upomnienia ze strony sąsiadów niewiele dają, więc posuwają się oni do bardziej radykalnych metod. Wkrótce nakładać będą na Chińczyków coraz dotkliwsze sankcje, które mogą doprowadzić do jeszcze bardziej niepokojącego zjawiska.
Mówi się o nim coraz śmielej, ponieważ władze rozkładają ręce i zamiast zapobiegać zanieczyszczeniu, tylko starają się doraźnie ograniczać jego skutki. Ludność buntuje się i grozi, że jeśli się to nie zmieni, to będzie konieczność opuszczenia dotąd zajmowanych, nienadających się do życia, obszarów.
Gdzie się podzieją mieszkańcy wschodnich Chin? Ich celem może się stać zachodnia część kraju, a więc Tybet, gdzie powietrze i gleba są czyste jak łza. A co potem? Rosja? Może Europa? Czarna wizja z czasów PRL-u o tym, że wkrótce nadejdą Chińczycy i nakryją nas czapkami z bambusa, może się spełnić. Czyżby zmiany klimatyczne i skażenie środowiska wepchnęły nas w ramiona nowych globalnych eksodusów?
Źródło: TwojaPogoda.pl / Greenpeace / Xinhua / Chińska Akademia Nauk / Chiński Uniwersytet Rolniczy / Ministerstwo Środowiska Chin.