Nowy Jork jest jednym z największych miast na naszej planecie, dlatego często nazywa się go bardzo narcystycznie "pępkiem świata". Aktualny sezon zimowy okazał się srogi, ponieważ kilkukrotnie nad miasto spływały fale arktycznych mrozów.
Na przełomie grudnia i stycznia temperatura potrafiła spadać nocami i o porankach do minus 16 stopni, a popołudniami było nie cieplej niż minus 10 stopni. Luty przyniósł zdecydowanie cieplejszą pogodę.
Nawet, gdy w samym środku zimy na amerykańskie miasta zaczyna padać śnieg, natychmiast zostaje ogłoszony stan klęski żywiołowej. Zajęcia w szkołach zostają odwołane do czasu roztopów, zakłady pracy pozostają zamknięte, a miliony ludzi narzekają jak tylko mogą, że za oknami jest biało.
Skąd u Amerykanów aż tak wojownicze nastawienie do zimy? Przyczyna tkwi w dalekiej historii pierwszego osadnictwa. To właśnie wtedy, kiedy na wschodnie wybrzeże Ameryki Północnej przypłynęli pionierzy z Wysp Brytyjskich, zaczęła się fala narzekań na klimat.
Tam skąd pochodzili zimy również były źle znoszone, a to dzięki łagodnemu morskiemu klimatowi, który śnieg przynosił bardzo rzadko, nawet w styczniu. Obecnie Stany Zjednoczone to kraj, który za każdym razem, gdy pojawi się śnieg ogłasza narodową klęskę, a przecież nigdy nie jest aż tak bardzo źle.
Aby zrozumieć, jak dziwne jest nastawienie Amerykanów do białej pory roku, przenieśmy się w czasie, do zim, które były znacznie sroższe od obecnych. Zima po zimie przynosiła śnieg i mróz. Jakże odmienne są te obrazki od tych z dzisiejszych ulic Wielkiego Jabłka. Oto cała esencja ciężkich zim z przełomu dziewiętnastego i dwudziestego wieku w największym mieście USA.
Źródło: TwojaPogoda.pl / George Eastman House / Old Picture of the Day and Vintage Everyday.