Już 35 tysięcy mieszkańców wiosek położonych u stóp wulkanu Mayon zostało ewakuowanych w obawie przed opadającymi gęstymi popiołami, które unoszą się na wysokość nawet 8 kilometrów ponad kraterem wulkanicznym.
Jak relacjonują na serwisach społecznościowych ci, którzy zostali, by chronić swój dobytek, opadające popioły sprawiły, że nie widać niczego na dalej niż kilkadziesiąt metrów. Ludności polecono nie rozstawanie się z maseczkami przeciwpyłowymi i pozostanie w domach.
Sytuacja jest na tyle poważna, że naukowcy podnieśli stopień zagrożenia erupcją do przedostatniego w skali. Nocami w promieniu wielu kilometrów widoczne są fontanny lawy tryskającej na setki metrów, a następnie spływającej po stokach góry.
Każdy kolejny wybuch jest silniejszy od poprzedniego, w dodatku wciąż zwiększa się aktywność sejsmiczna, co sprawia, że naukowcy obawiają się, że lada chwila dojdzie do gigantycznej erupcji. Nie można wykluczyć, iż będzie ona największą w skali ogólnoświatowej przynajmniej od kilku lat.
Mayon jest popularną atrakcją turystyczną, ze względu na swój bardzo symetryczny stożek. W całej historii obserwacji, które są prowadzone od 1616 roku, wybuchał już 47 razy. Do największej tragedii doszło w 1814 roku, gdy popioły i rozżarzona do temperatury 1,5 tysiąca stopni lawa pozbawiły życia 1200 osób. Po raz ostatni upomniał się o ofiary w 1993 roku, gdy zginęło 70 osób.
Źródło: TwojaPogoda.pl / Philippine Institute of Volcanology and Seismology / Francis C. Bichara.