Ostatni czas obfitował w wiele ważnych dla nas wydarzeń. Pierwsze Święta spędzone poza domem, szalony Sylwester i Nowy Rok, a do tego niezliczona ilość przygód. Zacznijmy jednak od wyprawy, która zapadnie nam w pamięć do końca życia.
Osoba i historia Chrisa McCandlessa zafascynowała nas zaraz po obejrzeniu filmu "Into the wild (Wszystko za życie)". Wielokrotnie wertowana książka spotęgowała naszą miłość do Alaski do tego stopnia, że jako wymarzony cel podróży postawiłyśmy sobie odwiedzenie tego niesamowitego czterdziestego dziewiątego stanu.
Po równo czterech miesiącach spędzonych na Alasce wybrałyśmy się do miejsca stanowiącego łącznik między naszą podróżą, a mającą miejsce 27 lat temu wyprawą Chrisa. Magiczny Autobus nie był naszym priorytetem. Ruszając na Alaskę pragnęłyśmy poczuć i zrozumieć to, co przyciągnęło tutaj Chrisa i co go zafascynowało.
Po całym tym czasie bez wątpienia udało się nam tego dokonać. Od samego początku, kiedy stawiając pierwsze kroki na nowym dla nas lądzie nie wiedziałyśmy czego oczekiwać, ujęła nas ludzka pomoc i ciepło bijące od zupełnie obcych nam osób.
Od pierwszych chwil poczułyśmy się swobodnie i zupełnie bezpiecznie, a wiedza którą zdobyłyśmy mieszkając z prawdziwymi Alaskańczykami ma dla nas bezcenną wartość.
Mieszkając w miejscu otoczonym dziewiczą przyrodą, z dala od miejskiego zgiełku nie sposób nie poczuć prawdziwego szczęścia i niesamowitej niczym nie ograniczonej wolności. Wyprawa do autobusu przez Szlak Stampede dostarczyła nam niewiarygodnych emocji. Radość, łzy wzruszenia i niedowierzanie – to niesamowite mogąc tam być choćby przez jedną chwilę.
Święta, pierwszy raz spędzone poza domem, obchodziliśmy według polskiej tradycji. Znajomi, z którymi teraz mieszkamy, pomagali nam skompletować wszystkie potrzebne składniki, które nieraz było bardzo ciężko dostać.
Ogórki kiszone, bądź prawdziwa swojską kiełbasę, udało się nam kupić dopiero w niewielkim sklepie oferującym europejskie produkty. Na wigilijnym stole wylądowały pierogi, barszcz z uszkami, tradycyjne sałatki, a nieosiągalnego tutaj karpia zastąpił łosoś. Świątecznego nastroju dopełnił bezdomny chłopak, który zajął puste miejsce i pozostał z nami przez kolejnych kilka dni.
Ostatni dzień 2017 roku spędziliśmy w drewnianej chatce nad jeziorem w miejscowości Petersville. Jako, że każdy z naszej czwórki jest na swój sposób nieco szalony Sylwester nie mógł przebiec w spokojny sposób.
Nowy rok przywitaliśmy w przerębli z lodowatą wodą by kilka minut później delektować się kilkugodzinną kąpielą w "gorącej łódce". W Nowy Rok nie zabrakło szalonej jazdy na skuterach czy nauki łowienia ryb pod lodem.
Zima na Alasce rozgościła się na całego. Śniegu przybywa z dnia na dzień, a temperatury coraz częściej spadają poniżej minus 20 stopni. Panujące warunki stwarzają okazję do prawdziwego białego szaleństwa. W ubiegłą niedzielę rozpoczęły się cykliczne wyścigi na zamarzniętym jeziorze, które na co dzień funkcjonuje jako lodowa autostrada.
Nasz pobyt w Wasilli powoli dobiega końca. Za niedługo spakujemy plecaki i ruszymy na północ w dalszą podróż po pięknej Alasce. Pozdrawiamy. Joanna i Gabriela.
Jeśli dopiero teraz zaczęliście śledzić losy naszych czytelniczek, to zobaczcie ich poprzednie relacje:
Relacja 1: Pierwsze spotkanie z naprawdę dziką przyrodą Alaski
Relacja 2: Autostopem nad ocean i łoś spacerujący po mieście
Relacja 3: Ocean daje żywność, ogrzewanie i... biżuterię
Relacja 4: Kąpiel w lodowatym oceanie i sztuka życia
Relacja 5: Pożegnanie z oceanem i wyprawa po choinkę
O kolejnych przygodach młodych Polek będziemy Was informować na bieżąco. Być może ich wyjazd na przysłowiowy "koniec świata" i Was natchnie do podobnych podróży?
Źródło: TwojaPogoda.pl