Do Anchor Point zawitała zima i mimo tego, że obecnie po śniegu nie ma już prawie śladu, jeszcze kilka dni temu przed domem stał niewielki bałwan. To, co obecnie dzieje się za oknem, nie można określić mianem zimy. Jest deszczowo i chłodno, a ostatnią rzeczą na jaką ma się ochotę jest wyjście na zewnątrz.
Przez ostatnie dwa tygodnie pobytu w Anchor Point powoli przyzwyczaiłyśmy się do widoku oceanu i dzikiej zwierzyny, której tutaj nie brakuje. Łosie i orły stanowią niemal nieodłączny element krajobrazu, a o poranku oprócz kogutów, można usłyszeć kojoty, które również udało się nam zaobserwować.
Poranki bywają już mroźne, a na niebie coraz częściej można zobaczyć zorzę polarną, która w towarzystwie miliona gwiazd zdecydowanie zapada w pamięć. Początek drugiej połowy października zapewnił nam cudowną pogodę niemal przez cały tydzień. Było słonecznie, bezwietrznie i chłodno, czyli tak jak lubimy najbardziej.
Podczas jednego z spacerów na plaży w Homer, miałyśmy niebywałą przyjemność oglądania surferów, którzy ku uciesze spacerowiczów, dawali pokaz swoich umiejętności. Plaże tutaj mają to do siebie, że poza tym, że są zwyczajnie piękne, dostarczają różnego rodzaju surowców, które w ten czy inny sposób mogą zostać wykorzystane przez ludzi.
Brzeg oceanu pokrywa gruba warstwa glonów, z których zdecydowanie największa uwagę przyciąga baniopień, znany tutaj pod nazwą "bull kelp". Ze względu na swoje nieraz gigantyczne rozmiary (osiąga nawet do 30 metrów długości) i charakterystyczny pęcherz, glon ten znalazł wiele zastosowań. Poza tym, że baniopień można przygotować i zjeść na wiele sposobów, na uwagę zasługuje jego niecodzienne wykorzystanie.
Część liściokształtna może przydać się podczas campingu. Owiniecie w nią jedzenia pozwoli na bezpieczne przygotowanie potrawy w ogniu bez obaw o jej przypalenie. Charakterystyczny pęcherz może posłużyć jako naczynie do przetrzymywania przypraw czy forma do produkcji świeczek, zaś wydłużona część glonu przez dzieci wykorzystywana jest jako skakanka.
Na wybrzeżu w okolicy Anchor Point i Homer często znaleźć można duże ilości węgla (wypłukiwanego z złóż znajdujących się na dnie oceanu) oraz drewno, które chętnie są zbierane przez tutejszych mieszkańców i wykorzystywane do ogrzewania domów. Prawdziwego uroku tutejszym plażom dodają muszle i kamienie, które często zdobią domy Alaskańczyków czy stanowią elementy biżuterii.
Dużo osób tutaj stara się być samowystarczalnym i korzystać z tego co daje im natura. Śmieci wywozi i segreguje każdy z mieszkańców, choć duża część z nich wychodzi z założenia, że nie warto wyrzucać bo może się jeszcze przydać i tak też przed domami stoją lodówki, pralki, kanapy czy stare samochody. Nie ma tutaj czegoś takiego jak skup złomu więc na metalowych odpadach nie da się zarobić i tak też niemal każdy posiada własne złomowisko przed domem.
Jeśli dopiero teraz zaczęliście śledzić losy naszych czytelniczek, to zobaczcie ich poprzednie relacje:
Relacja 1: Pierwsze spotkanie z naprawdę dziką przyrodą Alaski
Relacja 2: Autostopem nad ocean i łoś spacerujący po mieście
O kolejnych przygodach młodych Polek będziemy Was informować na bieżąco. Być może ich wyjazd na przysłowiowy "koniec świata" i Was natchnie do podobnych podróży?
Źródło: TwojaPogoda.pl