Huragan Ophelia, który w ubiegły poniedziałek (16.10) dotarł do Wysp Brytyjskich jako wyjątkowo głęboki niż atmosferyczny, przyniósł ze sobą nie tylko huraganowe wiatry i ulewne deszcze, ale także potężny sztorm osiągający maksymalne 12 stopni w skali Beauforta.
Na wyspie Valentia ciśnienie spadło w ciągu zaledwie 3 godzin aż o 21 hPa do poziomu 962 hPa. Z kolei najsilniejszy poryw wiatru, do 191 kilometrów na godzinę, zmierzono na stacji pogodowej przy latarni morskiej na skalistej wysepce Fastnet Rock, położonej 11 kilometrów na południe od wybrzeża Irlandii, która jest najbardziej wysuniętym na południe punktem kraju.
Tak silny wiatr oraz podnoszenie się poziomu morza w kierunku centrum niżu wyzwoliły gigantyczne fale sztormowe. Jak informują naukowcy z Irlandzkiej Sieci Boi Pogodowych (IWBN) około godziny 16:00 boja pomiarowa numer M5, znajdująca się z dala od południowo-wschodnich wybrzeży Irlandii, na wodach Morza Celtyckiego, odnotowała pojedynczą tzw. falę wyjątkową o maksymalnej wysokości 17 metrów 81 centymetrów.
Była to najwyższa fala, jaką kiedykolwiek udało się zarejestrować u irlandzkiego wybrzeża. Z kolei w tym samym czasie tzw. fale znaczne osiągały wysokość 12 metrów 97 centymetrów. Rekordy padły też na pozostałych czterech bojach pomiarowych rozlokowanych u wschodniego, południowo-zachodniego i północno-zachodniego wybrzeża Irlandii, a także daleko na zachód, w głąb Atlantyku.
Rekordowe fale sztormowe potwierdzają, że czegoś równie potężnego, co ex-huragan Ophelia, mieszkańcy Wysp Brytyjskich nie przeżyli od 1961 roku, kiedy to bardzo podobną ścieżką wędrował ex-huragan Debbie. Jednak pojedyncza fala u wybrzeży Irlandii nie pobiła rekordu ogólnoświatowego, choć brakowało do niego bardzo niewiele.
19-metrowy potwór na Atlantyku
Według naukowców ze Światowej Organizacji Meteorologicznej (WMO) rekordu maksymalnej wysokości fal morskich dokonała 4 lutego 2013 roku o godzinie 7:00 rano boja morska, która znajduje się między wybrzeżami Islandii i Wielkiej Brytanii, dokładnie w miejscu o współrzędnych 59° N, 11° W.
Nad regionem przechodził wówczas układ niskiego ciśnienia z aktywnym chłodnym frontem atmosferycznym. Wiatr osiągający 81 kilometrów na godzinę sprawił, że najwyższa fala sztormowa miała wysokość równo 19 metrów. Tym samym pobity został dotychczasowy rekord, który wynosił 18,2 metra. Odnotowano go 8 grudnia 2007 roku również na północnym Atlantyku.
Naukowcy podkreślają, że pomiar wysokości fal jest kłopotliwy. Naukowcy zdefiniowali go, jako odległość między najwyższym punktem jednej fali i najniższym punktem następującej po niej fali. Nowy rekord został już dodany do archiwum światowych rekordów meteorologicznych, które są od kilku lat sukcesywnie aktualizowane przez powołany do tego specjalny zespół meteorologów i klimatologów z całego świata.
Należy jednak podkreślić, że pomiary wysokości fal można wykonywać na różne sposoby. Jedne są prowadzone przez boje morskie, mierzy się je również za pomocą laserów, ale chyba najbardziej popularną metodą, choć najmniej wiarygodną, stosowaną od niepamiętnych czasów, są pomiary naoczne, wykonywane przez kapitanów i załogantów.
Eksperci WMO nie brali pod uwagę wysokości tzw. fal wyjątkowych, które pojawiają się pojedynczo i mogą być wielokrotnie wyższe od najwyższych fal sztormowych, co więcej, nie zawsze występują one podczas sztormu. Choć nie są brane pod uwagę na liście pogodowych rekordów, to jednak warto o nich co nieco opowiedzieć.
Fale wysokie jak 10-piętrowy wieżowiec
Kapitanowie statków często muszą się mierzyć ze złowieszczą potęgą morza. Prawdziwym sprawdzianem ich wytrwałości jest sztorm. Zdarza się, że w statek uderzają fale wysokie na kilkanaście metrów. Całe serie tych fal nazywane są w żargonie marynarskim "trzema siostrami". Wiele z tych olbrzymich fal stało się przyczyną zatopienia nawet dużych statków.
Kapitanowie starają się nie lekceważyć żadnej fali i choć ze sztormem mają do czynienia często, zjawisko to wciąż niesie wiele tajemnic. Jedną z nich jest monstrualna fala, która pojawia się bez żadnego ostrzeżenia i osiąga wysokość nawet 30 metrów, a więc jest równie wysoka, co 10-piętrowy wieżowiec.
Z taką falą przegrać może nawet największa jednostka pływająca. Wcześniej o tych falach wspominali marynarze w swych fascynujących opowieściach, jednak badacze wyraźnie je bagatelizowali. Zmieniło się to 1 stycznia 1995 roku, gdy udało się ją po raz pierwszy w historii dokładnie zmierzyć.
Fala, nazwana później "falą wyjątkową", uderzyła w filary platformy wiertniczej Draupner na Morzu Północnym, u wybrzeży Norwegii. Pomiar za pomocą lasera wykazał, że fala miała co najmniej 25,6 metra i była największą, jaką kiedykolwiek zmierzono na morzu podczas sztormu.
Jak powstaje ten fenomen? Naukowcy wykonali symulację sfalowania otwartego morza. Wówczas okazało się, że wysokie fale, nazywane "falami znacznymi", osiągające 10-15 metrów wysokości, przy niewielkiej amplitudzie falowania, nacierając na siebie, łączą się w specyficzny sposób, tworząc jedną, gigantyczną falę wysoką nawet na 30 metrów.
Jest to bardzo rzadkie zjawisko, bowiem nie każde "fale znaczne" są w stanie stworzyć "falę wyjątkową". Ciekawość tych fal jest tym większa, że w przeszłości zdarzały się tajemnicze zdarzenia, które nie zostały wyjaśnione, a ich rozwiązaniem mogły być właśnie monstrualne fale.
Tajemnicze zdarzenia sprzed lat
Jedną z takich zagadek jest zaginięcie brytyjskiego masowca MV Derbyshire w 1980 roku wraz z ponad 40-osobową załogą. Odnaleziono go w 2000 roku na dnie Pacyfiku między wybrzeżami Tajwanu i Japonii. Wiadomo, że kapitan nie nadał sygnału S.O.S. Wszystko musiało się dziać na tyle szybko, że załoga nie zdążyła się ewakuować ze statku.
Nierozwiązana dotąd pozostaje też tajemnica statku Mary Celeste. W 1872 w rejonie wybrzeży Gibraltaru dostrzeżono go bez 8-osobowej załogi. Statek miał uszkodzone żagle, ale pozostałe przedmioty były w nienaruszonym stanie. Naukowcy są zdania, że statek mógł zostać uniesiony przez falę wyjątkową, a załoga wypadła za burtę. Potwierdza to zniszczenie żagli.
Jeszcze bardziej zagadkowy los spotkał trzech latarników, którzy w niejasnych okolicznościach zaginęli w 1900 roku na Wyspach Flannana u wybrzeży Szkocji. 15 grudnia kapitan parowca Archtor odnotował, że latarnia nie działała. Z powodu sztormowej pogody do latarni udało się dotrzeć dopiero podczas Bożego Narodzenia.
Ekipa śledcza, która przybyła na miejsce, była zaskoczona. Zegary pozostały nienakręcone, łóżka niepościelone, flaga nie wywieszona, a wszelkie przedmioty pozostały tak, jakby mężczyźni w pośpiechu mieli opuścić budynek latarni. Po przeczesaniu wyspy, klifu i opływających wyspę wód, ciał nie znaleziono.
Najbardziej zaskakujący jest opis sporych zniszczeń na zachodniej przystani, które mogła poczynić jedynie gigantyczna fala. Skrzynia z narzędziami znajdująca się na wysokości 33 metrów nad poziomem morza była całkowicie roztrzaskana, a jej zawartość porozrzucana.
Co więcej, żelazne poręcze schodów były poskręcane, szyny kolejki wyrwane z betonowego podłoża i przygniecione ważącym ponad tonę blokiem skalnym. Jakaż siła była w stanie tego dokonać? Jeśli była to fala wyjątkowa, to musiała mieć przynajmniej 30 metrów wysokości.
Źródło: TwojaPogoda.pl