FacebookTwitterYouTubeIstagramRSS

Był najwyższym szczytem w Tatrach. Stracił to miano po zagadkowej katastrofie

Dzisiaj jest nim Gerlach, jednak jeszcze kilkaset lat temu najwyższym szczytem Tatr mogła być zupełnie inna góra. Kroniki mówią, że straciła to miano, gdy doszło do zagadkowego kataklizmu. Wiele miejscowości zostało wtedy zmiecionych z powierzchni ziemi i zginęły setki ludzi.

Sławkowski Szczyt w Tatrach. Fot. Michal Klajban / Wikipedia.
Sławkowski Szczyt w Tatrach. Fot. Michal Klajban / Wikipedia.

Gerlach to najwyższy szczyt w Tatrach, który wznosi się na wysokość 2655 metrów. Okazuje się jednak, że od zarania dziejów zupełnie inna góra nosiła to zaszczytne miano. W bardzo wielu publikacjach historycznych to Sławkowski Szczyt był królem Tatr. Dzisiaj mierzy 2453 metry i jest dopiero 27. szczytem w tatrzańskim rankingu.

Sławkowski Szczyt najwyższą górą w Tatrach?

Miało się to zmienić 5 i 6 sierpnia 1662 roku, które były jednymi z najbardziej dramatycznych dni w dziejach tatrzańskiego osadnictwa. Nałożyło się wówczas na siebie kilka kataklizmów, o których wspomina Kronika Miasta Lewoczy.

- 5 sierpnia pomiędzy godziną 12 a pierwszą w południe, przyszła gwałtowna burza w czasie której zwalił się aż do podstawy narożnik wieży kościelnej. [...] Później w nocy 6 sierpnia przyszedł deszcz ulewny i woda zalała wszystko, co nie wydarzyło się jeszcze za ludzkiej pamięci. W innych miejscowościach i w okolicy miasta znikły nie tylko ogrody z drzewami, folwarki i domki garbarskie, ale także ogrody warzywne i pola orne, tak że nie można było rozeznać, gdzie się przed powodzią znajdowały. Strat w okolicach miasta (nie mówiąc o Kiezmarku i innych miejscowościach), nie dałoby się wyrównać kwotą kilku tysięcy florenów. I co najważniejsze, że w Górach Śnieżnych [Wysokich Tatrach] było tak wielkie trzęsienie ziemi, że olbrzymia skała lub raczej góra stoczyła się i upadla, rozbijając się otworzyła nowe wielkie jezioro wypełnione wodą - czytamy w wypisie z kroniki, który wykonał Lesław Obłój.

Kolejne publikacje, w tym „Historia szkoły Pijarów prowincji polskiej od roku 1642 do roku 1686”, mówią o potężnym trzęsieniu ziemi, po którym wierzchołek Sławkowskiego Szczytu runął. Prowadzone w regionie badania geologiczne wykazały, że do obrywu skalnego rzeczywiście doszło.

Sławkowski Szczyt w Tatrach. Fot. Michal Klajban / Wikipedia.

Na zboczach góry widoczne są charakterystyczne głazy, które do złudzenia przypominają miejsca zejścia lawin kamiennych. Naukowcom nie udało się jednak ustalić, skąd skały oderwały się, czy tylko stoczyły się po zboczach, czy też pochodzą z samego wierzchołka góry.

Ulewa, powódź i trzęsienie ziemi

Z kronik wyłania się obraz ulewy, która musiała być rekordowa, ponieważ spowodowała przelanie się co najmniej jednego jeziora znajdującego się w tamtych czasach pod Sławkowskim Szczytem, na wysokości ponad 2200 metrów. Woda niczym z miski wylała się na zbocza, którymi dotarła do okolicznych miejscowości siejąc zniszczenie niczym uderzenie tsunami.

Siła fali powodziowej była tak duża, że doprowadziła też do zawalenia się wierzchołka Sławkowskiego Szczytu. Kroniki wspominają, że obryw skalny był obserwowany przez naocznych świadków z Lewoczy i Podolińca. Spadające skały mogły być odczuwane jako trzęsienie ziemi, ale nie można wykluczyć, że tego dnia rzeczywiście doszło do wstrząsów ziemi, bo Tatry trzęsły się w siedemnastym wieku znacznie częściej niż dziś.

Przyczyną była Mała Epoka Lodowcowa?

Kataklizm z 1662 roku wywarł takie piętno na mieszkańcach regionu, że zaledwie 2 lata później dokonano pierwszego odnotowanego zdobycia Sławkowskiego Szczytu. Przypisuje się je Georgowi Buchholtzowi, który zdobył szczyt podczas dwudniowej wyprawy wraz z przewodnikiem.

Wszystko to działo się podczas panowania tzw. Małej Epoki Lodowej, która charakteryzowała się wyjątkowo niskimi średnimi temperaturami rocznymi powietrza. Co więcej, to właśnie 1662 rok okazał się zdecydowanie najzimniejszym w całym siedemnastym wieku.

Olbrzymie ilości śniegu, ze względu na wyjątkowo mokry rok, mogły wówczas zalegać przez całe lato i zostać w części roztopione przez nagłe ocieplenie połączone z burzą i ulewnym deszczem. Takie pogodowe skrajności były wówczas na porządku dziennym, o czym wspomina Adam Kotarba na łamach publikacji „Rola małej epoki lodowej w przekształcaniu środowiska przyrodniczego Tatr”.

Niestety, prawdopodobnie nigdy nie dowiemy się, co tak naprawdę zdarzyło się 6 sierpnia 1662 roku. Chociaż kroniki wspominają o gwałtownych zjawiskach, to jednak nie wiemy, które z nich były skutkiem, a które przyczyną dalszych wydarzeń, i które z nich można uznać za prawdziwe.

Źródło: TwojaPogoda.pl / zdjecia.ovh

prognoza polsat news