W przyrodzie nic nie stoi w miejscu. Podobnie jest w przypadku Morza Bałtyckiego, które jedne obszary odsłania, a inne pochłania. Niestety, znaczna część naszego wybrzeża należy do tych drugich, a najgorsze jest to, że nic z tym nie robimy.
Jak wynika z raportu Najwyższej Izby Kontroli (NIK) jeszcze z 2014 roku, przynajmniej od 2009 roku zaniedbania w ochronie polskiej linii brzegowej miały poważną skalę. Instytucje państwa nie wiedziały, czy skutecznie zapobiegają degradacji wybrzeża i zmniejszaniu się plaż Bałtyku.
Bałtyk pochłania plaże metr po metrze
Tymczasem nasze morze pochłania każdego roku średnio aż 50 hektarów lądu, co kosztuje nas nawet pół miliarda złotych. Według raportu, abrazji ulega niemal cała linia brzegowa, a połowa jej w stopniu intensywnym. Są miejsca, gdzie ziemia cofa się nawet o 2 metry na tle roku.
Naukowcy z Państwowego Instytutu Geologicznego (PIG-PIB) poinformowali, że w ciągu 50 lat Bałtyk zabrał niemal 100 metrów najdalej wysuniętego na północ wybrzeża Polski. Porównawcze zdjęcia lotnicze obejmują obszar między Plażą 26 a 27 w Jastrzębiej Górze.
To niecałe 1,5 kilometra na zachód od Gwiazdy Północy, która wyznacza północny kraniec naszego kraju. Jak widzimy, linia brzegowa między 1958 a 2010 rokiem zmieniła się nie do poznania.
Drugie tyle lądu Bałtyk pochłonął przez wcześniejsze półwiecze, począwszy od 1919 roku. 200 metrów w ciągu stulecia robi kolosalne wrażenie. Jednak wraz z postępującym ociepleniem klimatu i podnoszeniem się wód Bałtyku, abrazja będzie postępować coraz szybciej.
Nie wszystkie obszary wybrzeża są pochłaniane przez morze. Niektóre są zwracane. Akumulacja osadów obserwowana jest jednak tylko w dwóch miejscach. To Mierzeja Wiślana oraz Brama Świny w rejonie wysp Wolin i Uznam. Tam lądu przybywa w średnim tempie 1 metra rocznie.
Kościółek w Trzęsaczu wkrótce zniknie?
Najsłynniejszą ikoną niszczącej działalności Bałtyku jest niewątpliwie jedyna taka atrakcja turystyczna w Europie. Mowa o ruinach kościoła w Trzęsaczu. Budowla została wzniesiona w centrum wsi w piętnastym wieku, gdy od brzegów Bałtyku dzieliły ją aż 2 kilometry!
Aż trudno uwierzyć, że do dzisiaj ostała się jedynie południowa ściana gotyckiego kościoła. Całą resztę morze pochłonęło w ciągu ostatnich 500 lat, cegła po cegle. Pierwsze problemy zaczęły się pojawiać w siedemnastym wieku, gdy Bałtyk, na skutek częstych i silnych sztormów, zabierał ląd w piorunującym tempie.
W 1750 roku świątynię od przepaści dzieliło zaledwie 60 metrów. Wtedy po raz pierwszy próbowano ratować budynek. Niestety, z mizernym skutkiem. W 1874 roku, gdy do krawędzi klifu pozostał zaledwie metr, odbyła się ostatnia msza, po której kościół zamknięto, a jego wyposażenie przeniesiono.
W tamtych czasach nie było technologii, które mogłyby zatrzymać żywioł. W 1891 roku morze odsłoniło pierwsze fundamenty kościoła. Przełomowy okazał się 1900 rok, gdy Bałtyk zabrał pierwszą skarpę budynku. Wtedy było już pewne, że konstrukcja nie wytrzyma.
Potrzebny plan na ratowanie wybrzeża
Rok później do morza runęła cała północna ściana kościoła. Z biegiem lat Bałtyk pochłaniał kolejne elementy budowli. Do 1994 roku z klifu obsunęła się znaczna część ściany południowej, której pozostały fragment można podziwiać z kładki prowadzącej na plażę.
Jak długo zdołamy zachować ten niezwykły zabytek? Nie wiadomo, ponieważ dopiero z czasem okazuje się, czy zastosowane nowoczesne metody ochrony klifu, w ogóle zdają rezultat. Założona w 2001 roku specjalna opaska, a także wzniesione nowe fundamenty, póki co się sprawdzają.
Jednak Bałtyk na tym nie poprzestanie, nadal będzie wgryzać się w głąb lądu. Jeśli nie opracujemy drobiazgowego planu ochrony linii brzegowej, również w perspektywie czekających nas zmian klimatycznych i podnoszącego się poziomu światowych oceanów, to kurczenie się coraz chętniej odwiedzanych przez Polaków plaż, będzie naszym najmniejszym problemem.
Bałtyk umiera. Tak mało tlenu nie było w nim od 1500 lat. Powstała wielka martwa strefa
Źródło: TwojaPogoda.pl / PIG-PIB.