Katla, czyli schowany pod lodem gigant
Pod wieloma względami jest to wulkan wyjątkowy. Przede wszystkim to prawdziwy kolos, którego potęga może wprawić w osłupienie nawet najbardziej doświadczonych naukowców.
Zlokalizowany pod czwartym co do wielkości lodowcem Islandii, Mýrdalsjökull, ten subglacjalny wulkan kryje ogromną komorę magmową, która od lat gromadzi energię. Ostatnia znacząca erupcja Katli miała miejsce w 1918 roku, a jej siłę obliczono aż na VEI-5.
Warto zauważyć, że Katla nie jest typowym wulkanem, który wybucha regularnie. Jej cykl erupcyjny jest nieprzewidywalny, co sprawia, że naukowcy z niepokojem obserwują każdy najmniejszy sygnał aktywności. W ciągu ostatniego stulecia odnotowano kilka mniejszych erupcji, które nie przebiły się przez lodową pokrywę, ale były wyraźnym sygnałem, że wulkan nie śpi.
Szczególnie niepokojące były wydarzenia z maja 2023 roku, kiedy to w kalderze Katli zarejestrowano ponad 40 trzęsień ziemi w ciągu zaledwie 24 godzin. Trzy z nich przekroczyły magnitudę 4, co było najsilniejszą aktywnością sejsmiczną od 2016 roku. Choć sytuacja ostatecznie się uspokoiła, wydarzenie to pokazało, jak niestabilny i nieprzewidywalny może być ten kolos.
Najmniejszy czynny wulkan na świecie. Niby maluch, ale zagraża ponad milionowi osób
Scenariusze erupcji i ich potencjalne konsekwencje dla Europy
Gdyby doszło do erupcji, to jej skutki mogłyby być katastrofalne nie tylko dla Islandii, ale i dla całej Europy, w tym Polski. Pierwszym i najbardziej bezpośrednim zagrożeniem byłyby gigantyczne powodzie lodowcowe, zwane jökulhlaupami. Erupcja pod lodowcem spowodowałaby gwałtowne topnienie lodu, prowadząc do uwolnienia ogromnych ilości wody, błota i popiołu wulkanicznego.
Dla porównania jökulhlaup z 1755 roku miał szczytowy przepływ wody na poziomie 200 000 - 400 000 metrów sześciennych na sekundę, co przewyższa łączny przepływ Amazonki, Missisipi, Nilu i Jangcy. Taka powódź mogłaby zmienić krajobraz południowej Islandii w ciągu kilku godzin, niszcząc infrastrukturę i zagrażając życiu tysięcy ludzi.
Kolejnym poważnym zagrożeniem byłby opad popiołu wulkanicznego. W zależności od kierunku wiatru chmura pyłu mogłaby dotrzeć do Europy kontynentalnej, w tym do Polski. Przypomnijmy sobie chaos, jaki wywołała erupcja znacznie mniejszego wulkanu Eyjafjallajökull w 2010 roku, paraliżując ruch lotniczy nad Europą. Wybuch Katli mógłby mieć jeszcze poważniejsze konsekwencje. Możliwe byłyby nawet miesiące zablokowania przestrzeni powietrznej nad naszymi głowami!
Rosyjski superwulkan budzi się ze snu i poważnie zagraża Polsce
Nie możemy też zapominać o wpływie na klimat. Erupcja tego giganta mogłaby uwolnić do atmosfery ogromne ilości dwutlenku siarki, który przekształciłby się w aerozole siarczanowe. Te z kolei odbijałyby światło słoneczne, prowadząc do tymczasowego ochłodzenia klimatu. Efekt ten mógłby być odczuwalny w całej Europie, wpływając na rolnictwo i gospodarkę.
Czy Polska jest przygotowana na takie scenariusze? To pytanie, które powinno skłonić nas do refleksji. Choć mamy plany zarządzania kryzysowego dla różnych katastrof naturalnych, scenariusz erupcji odległego wulkanu może nie być rozpisany z wystarczającą szczegółowością. Konieczne może być opracowanie strategii reagowania, które uwzględniałyby specyfikę takiego zdarzenia.
Erupcja Katli to nie kwestia „czy”, ale „kiedy”. Choć nie możemy przewidzieć dokładnego momentu, w którym ten islandzki kolos się przebudzi, możemy i powinniśmy być przygotowani na różne scenariusze.
Jak wygląda wnętrze wulkanu? Widok może przerażać i... fascynować jednocześnie
Źródło: euronews.com / perlan.is / opracowanie własne.