FacebookTwitterYouTubeIstagramRSS

Dziejowa powódź na Syberii może roznieść śmiertelną chorobę. Putin przerażony

Powódź stulecia szalejąca w Rosji i Kazachstanie dotarła do siedlisk śmiertelnej choroby, która może zdziesiątkować ludność. Pod wodą znalazły się całe miasta i domy setek tysięcy mieszkańców. Władze są bezradne.

Powódź w Orenburgu w Rosji. Fot. X / Andrey Sizov.
Powódź w Orenburgu w Rosji. Fot. X / Andrey Sizov.

Putin, który nadal neguje zmiany klimatyczne, właśnie boleśnie przekonuje się, czym mogą się one skończyć, gdy wiosenne roztopy przebiegają wyjątkowo gwałtownie na skutek rekordowo wysokich temperatur, które nie przypominają wiosny, lecz środek lata.

Na głównych rzekach Uralu i zachodniej Syberii utworzyły się największe fale powodziowe od stulecia. Mają one nawet 12 metrów wysokości i zatapiają wszystko, co znajdzie się na ich drodze. Pod wodą są nawet największe miasta regionu, zamieszkiwane przez setki tysięcy ludzi.

Obecnie zalewany jest m.in. Orenburg i Tomsk, ale fala powodziowa zmierza już w kierunku Kurganu. Powodzie przemieszczają się znad północnego Kazachstanu przez środkową Rosję w kierunku wód Oceanu Arktycznego. Pokonają w sumie tysiące kilometrów i pozbawią dachu nad głową nawet miliony mieszkańców.

Zagrożenie groźnymi chorobami

Jednak skala kataklizmu może się okazać jeszcze większa. Wszystko przez podmywanie składowisk radioaktywnych odpadów, szamb oraz dawnych cmentarzysk zwierząt zarażonych śmiertelnymi chorobami. W Kazachstanie wielka woda dotarła na siedliska wąglika.

Naukowcy biją na alarm, ponieważ rośnie zagrożenie epidemiologiczne. Ryzyko dotyczy też zwierząt gospodarskich. Muszą one zostać jak najszybciej zaszczepione przeciwko wąglikowi i rozedmie płuc, których patogeny mają tendencję do utrzymywania się w glebie.

Narasta bunt społeczny

Tymczasem władze Rosji są zaskoczone i przerażone skalą powodzi. Jednak przede wszystkim robią, co mogą, aby stłumić bunt społeczny, który wybuchł po tym, gdy mieszkańcy nie zostali ostrzeżeni przed kataklizmem, a służby nie pomogły im na czas.

Największe demonstracje przetoczyły się przez Orenburg, który miał być chroniony przed powodzią po wzniesieniu przed kilkoma laty nowej zapory wodnej wartej miliardy rubli. Tama jedna pękła, bo przegryzły ją bobry.

To kolejny dowód na to, że wojna z Ukrainą i przekazywane na nią olbrzymie nakłady finansowe sprawiają, że nie ma już pieniędzy na bieżące utrzymanie infrastruktury w Rosji. Dochodzi do coraz częstszych awarii, w wyniku których cierpią mieszkańcy.

Zimą pękały sieci ciepłownicze, a ludzie zamarzali we własnych mieszkaniach. Teraz tracą dobytek życia w powodziach. Putin mierzy się z narastającymi problemami, które mogą doprowadzić do powszechnego buntu.

Źródło: TwojaPogoda.pl

prognoza polsat news