Martwe strefy to obszary pozbawione tlenu, na których nie występują żadne gatunki morskich stworzeń. Chociaż o tym zjawisku wiadomo od dawna, to jednak do tej pory świat naukowy nie zdawał sobie sprawy, jak zakrojony na szeroką skalę i szybko postępujący jest to proces w Morzu Bałtyckim.
Badania zostały zainicjowane i przeprowadzone przez zespół naukowców z Finlandii i Niemiec. Okazuje się, że utrata tlenu jest największa od 1500 lat. Jest to bezpośredni efekt działalności i ekspansji człowieka.
Zanieczyszczenia pochodzą głównie z nawozów sztucznych spływających z pól uprawnych po ścieki bytowe, które dostają się do rzek, a następnie do wód Bałtyku. Tak naprawdę odpowiedzialnymi za ten cały tragiczny w skutkach proces są wszyscy mieszkańcy Europy, a przede wszystkim mieszkańcy wybrzeży Morza Bałtyckiego.
„Obecnie, i jest wielce prawdopodobne, że też w przyszłości, na badanym przez nas obszarze ciągle będzie dochodziło do utraty tlenu wskutek przenikania składników odżywczych z pól uprawnych, uwalnianie się fosforu z osadów dennych i jego wędrówki w górę kolumny wody oraz wskutek globalnego ocieplenia” - powiedział Sami Jokinen z Uniwersytetu w Turku.
Kryzys rozpoczął się około 100 lat temu, gdy z dna morskiego zaczęły ubywać tradycyjnie żyjące tam organizmy, m.in. okonie i małże. Od tego czasu sytuacja nieustannie się pogarsza. Naukowcy prognozują, że w kolejnych latach zjawisko to nie zatrzyma się. Efektem tego będzie znaczny spadek populacji ryb i masowe wymieranie innych morskich stworzeń. Plażowicze będą zaś musieli borykać się z sinicami, z powodu których coraz częściej będą zamykane kąpieliska.
Najgorszy jest w tym wszystkim fakt, że w ostatnich dekadach prowadzone są na szeroką skalę programy redukcji zanieczyszczeń w Bałtyku u wybrzeży Finlandii i Szwecji. Niestety, naukowcy nie zauważyli tam żadnych oznak odradzania się morskiego ekosystemu. Akcje jednak będą dalej prowadzone, bo być może sytuacja zacznie zmieniać się za kilka dekad.
Glony wskazówką, że dzieje się coś strasznego
Satelita środowiskowy Sentinel-2 uwiecznił zagadkowe zjawisko w wodach Zatoki Fińskiej. Od razu uspokajamy, że nie jest to manifestacja obcej cywilizacji, lecz zupełnie naturalne zjawisko, które jednak może bardzo niepokoić.
Jego źródłem jest fitoplankton, czyli mikroskopijne organizmy roślinne, w tym glony, które są bogate w chlorofil, mieniąc się na zielono. Z powodu słabego wiatru, niewielkiego sfalowania i znacznie wyższej niż zwykle o tej porze roku temperatury wód morskich, glony zaczęły się błyskawicznie rozprzestrzeniać.
Nie wiemy jakiego typu są to glony, ale najpewniej cyjanobakterie, czyli algi w kolorze niebiesko-zielonym. Utworzyły one wir, ponieważ w ten sposób składniki odżywcze z morskich głębin, gdzie woda jest chłodniejsza, unoszą się ku powierzchni.
Niestety, te formacje, które przypominają dzieło słynnych malarzy, świadczą także o degradacji bałtyckiego środowiska. Okazuje się, że rozprzestrzenianie się glonów spowodowało występowanie martwych stref. Fitoplankton i cyjanobakterie zużywają składniki odżywcze, które dostają się do Bałtyku poprzez wymywanie ich przez deszczówkę z pól uprawnych do rzek.
Glony rozmnażają się na taką skalę, że zużywają olbrzymie ilości tlenu, którego zaczyna brakować dla całej bałtyckiej fauny i flory. Według najnowszych badań naukowców z Uniwersytetu w Turku, martwa strefa ma około 70 tysięcy kilometrów kwadratowych, a więc jest 135 razy większa od Warszawy i zarazem dwukrotnie większa od województwa mazowieckiego.
Źródło: TwojaPogoda.pl / Biogeosciences.