Od kilku dni do Polski przylatują pierwsze bociany, znacznie szybciej niż zwykle. Raczej nikogo to nie dziwi, ponieważ nadzwyczajnie wysokie temperatury utrzymują się już od miesiąca, od tego czasu nie widzieliśmy też śniegu.
Tymczasem kwitną forsycje, żonkile, fiołki, a nawet wierzby, co zwykle ma miejsce w drugiej połowie marca, a niekiedy dopiero w kwietniu. Wszyscy liczymy na to, że boćki są już zapowiedzią prawdziwej wiosny, jednak wcale nie jest to takie oczywiste.
Świadczy o tym wiele przypadków z historii, kiedy po nawet bardzo ciepłym lutym, marzec nagle przyniósł rekordowe mrozy. Tak było m.in. w latach 60. ubiegłego wieku, kiedy marzec rozpoczynał się zimą, jaka nawet w styczniu zdarzała się rzadko.
W 1963 i 1964 roku temperatura na wschodzie i południu kraju spadała o porankach do nawet minus 35 stopni. Mróz był tak intensywny, że jak czytamy w ówczesnych gazetach, zaskoczone i przerażone bociany opuszczały swoje gniazda i same pchały się ludziom do domów, by się ogrzać.
Z powodu grubej warstwy śniegu i tęgich mrozów nie mogły znaleźć pożywienia. Ich zdrowie i życie znalazło się w niebezpieczeństwie. Mieszkańcy wsi zamykali ptaki w stodołach wraz ze zwierzętami hodowlanymi, aby nie zamarzły na śmierć.
Na szczęście prognozy długoterminowe tym razem nie wskazują na nagły i niespodziewany powrót srogiej zimy. Wiosenne temperatury nie opuszczą nas co najmniej do końca pierwszej dekady marca. Dopiero druga dekada przyniesie nocny i poranny mróz, ale niewielki. Śnieg spadnie tylko w górach.
Źródło: TwojaPogoda.pl