Wulkan, który w maju 2011 roku sparaliżował ruch lotniczy, uziemiając blisko tysiąc rejsów, budzi się ze snu. Naukowcy notują całą serię trzęsień ziemi pod największym lodowcem Europy, który znajduje się w środkowo-południowej części Islandii.
Położony jest tam wulkan Grímsvötn, który wyrzucił popioły zaledwie 6 godzin po tym, gdy grupa wspinaczy poczuła zapach siarki. W czwartek (10.01) odnotowano tam największy wstrząs w historii tego regionu.
Rozpoczęła się powódź lodowcowa, ponieważ gorące wulkaniczne gazy, a nawet lawa, powodują gwałtowne roztapianie się czapy lodowej. Po zboczach wulkanu w kierunku Atlantyku spływają rwące rzeki, które stanowią coraz poważniejsze zagrożenie dla okolicznych mieszkańców. Jeśli sytuacja się pogorszy to trzeba będzie ich ewakuować.
Magnús Tumi Gudmundsson, profesor geofizyki na Uniwersytecie Islandzkim, twierdzi, że erupcja wulkanu Grímsvötn może być erupcją eksplozywną, która najprawdopodobniej zakłóci ruch lotniczy nad regionem.
Erupcje wulkanu Grímsvötn są zjawiskiem regularnym, występującym przynajmniej raz na każde dziesięciolecie. Aktywność wulkanu trwa mniej więcej od 1 do 3 tygodni, po czym wulkan przechodzi w stan uśpienia. Zbliżającą się erupcję zapowiada wysoki poziom gazów magmowych, który występuje na południowo-zachodnim skraju wulkanu, w pobliżu miejsca, gdzie wybuchał on w 2004 i 2011 roku.
Pierwsze oznaki budzenia się wulkanu rejestrowane były już w 2020 roku, kiedy poziom deformacji gruntu był podobny, co 13 lat temu. Do erupcji jednak nie doszło. Do tamtego czasu grunt w rejonie wulkanu nadal się podnosi, co świadczy o wypełnianiu się komory magmowej.
Jeśli w trakcie zapowiadanej erupcji wulkanu wyprodukuje równie duże ilości popiołów, co jego poprzednik, wulkan Eyjafjallajökull, to trzeba się liczyć z przynajmniej częściowym wstrzymaniem ruchu lotniczego nad obszarami, gdzie koncentracja pyłu będzie największa.
Japończycy przerażeni. Nadchodzi katastrofalne trzęsienie ziemi i tsunami. Tokio runie
Drobinki unoszące się z krateru wulkanicznego stanowią bowiem bardzo poważne zagrożenie dla silników samolotowych. Mogą wywoływać tarcie, a to może się skończyć uszkodzeniem silników i stanowić niebezpieczeństwo katastrofy lotniczej.
Wiosną 2010 roku, gdy wybuchł wulkan Eyjafjallajökull, w Europie wstrzymano aż 100 tysięcy lotów, na lotniskach koczowało 10 milionów podróżnych, co kosztowało europejską gospodarkę aż 5 miliardów euro. W przypadku powtórki problemy finansowe linii lotniczych, w obliczu pandemii koronawirusa, mogą przyczynić się do bankructwa niejednego przewoźnika.
Źródło: TwojaPogoda.pl / IMO.