Komary, podobnie jak każdy z nas, mają pewne preferencje odnośnie panujących warunków atmosferycznych. Gdy my lubimy ciepło lub chłód, tak te dokuczliwe owady najchętniej rozmnażają się przy wilgotnej i umiarkowanie ciepłej aurze.
Ich rozwój rozpoczyna się corocznie w maju i to właśnie ten miesiąc dla ich letniej aktywności jest kluczowy. W tym roku pogoda jednak spłatała komarom figla i była dokładnie odwrotna od ich upodobań. Maj okazał się bowiem bardzo chłodny, wręcz zimny.
Później nadeszła susza, która sprawiła, że oczka wodne i kałuże, w których larwy komarów najchętniej się namnażają, całkowicie wyschły. Doprowadziło to do znacznego ograniczenia liczebności krwiopijców, na całe tygodnie.
W ostatnim czasie sytuacja ponownie się odwróciła, mieliśmy wyjątkowo deszczowe dni, jednak towarzyszyły im nadzwyczaj niskie temperatury. Gdy opady ustały, od razu nadeszły przedłużające się upały. Aura po raz kolejny zakpiła z komarów.
Nie ma już wątpliwości, że ten sezon letni będzie najmniej dokuczliwym pod względem komarów na tle wielu poprzednich lat. A trzeba podkreślić, że od 2020 roku komarów mieliśmy istne chmary, które poważnie ograniczały naszą aktywność na świeżym powietrzu.
Brak komarów to nie tylko wielka ulga podczas wieczornych spacerów i pikników na obszarach zielonych, ale też spore oszczędności dla wielu miejscowości, które corocznie na walkę z owadami za pomocą oprysków wydawały miliony złotych.
Kłują nas tylko samice komara
Komarzyce są bezlitosne, opadają na swoje ofiary całymi chmarami. Potrzebują krwi, aby móc po kilku dniach złożyć około 300 jaj w stojących zbiornikach, z których z 230 wyklują się kolejne komary płci żeńskiej.
Samce komara są niegroźne dla człowieka, ponieważ żywią się wyłącznie pyłkami kwiatów. W komarzej populacji stanowią zaledwie 10 procent.
Źródło: TwojaPogoda.pl