Ornitolodzy już pod koniec lipca obserwowali pierwsze tegoroczne sejmiki, a także odloty bocianów. To wyjątkowo wcześnie, bo zazwyczaj ma to miejsce w połowie sierpnia. Czy to oznacza, że klekoty przewidują rychłe nadejście jesieni i dlatego biorą nogi za pas?
Nic bardziej mylnego. Boćki opuszczają Polskę wcześniej, bo aura wiosną i latem okazała się dla nich wyjątkowo sprzyjająca. Częste opady i umiarkowane temperatury zapewniły obfitość pokarmu, którego nie było za wiele przed rokiem podczas silnej suszy.
Co więcej, bociany w tym roku przyleciały do nas ze sporym opóźnieniem, szybciej odchowały potomstwo i wcześniej też nas opuszczają. Spora ich rzesza odleciała w stronę Czech jeszcze przed ostrym załamaniem pogody, które miało miejsce w ubiegły weekend (5-6.08).
Czy ptaki wiedziały, że jeśli nie wyruszą w tym czasie, będą musiały oczekiwać dłużej na poprawę pogody? Oczywiście był to jedynie szczęśliwy zbieg okoliczności, bo ptaki nie potrafią przewidywać pogody, a jedynie dostosowują się do jej kaprysów.
Piotr Tryjanowski z Uniwersytetu Przyrodniczego w Poznaniu, w rozmowie z PAP, stwierdził, że naukowcy próbowali kiedyś sprawdzać zależności pomiędzy terminem odlotu bociana a surową zimą, ale ich nie wykazano, bo dane stanowiły jedynie chaotyczną chmurę punktów.
Długa i niebezpieczna droga do Afryki
Boćki, aby się wznieść na odpowiednią wysokość, wykorzystują wstępujące prądy powietrzne, które pojawiają się podczas ciepłej aury, gdy ma miejsce konwekcja i piętrzą się chmury kłębiaste typu Cumulus. Taka właśnie pogoda panuje w tej chwili nad Polską.
Muszą tylko uważać, aby nie wlecieć w głąb chmury burzowej, ponieważ turbulencje tam szalejące, mogłyby je porządnie potarmosić, a nawet zabić. Dzieje się to na podobnej zasadzie, co w przypadku szybowców, które również unoszą się wraz z ciepłym powietrzem w tzw. kominach termicznych.
Ekspert wyjaśnił, że bociany lecą na wysokości 1-1,5 kilometra nad ziemią ze średnią prędkością 50-70 kilometrów na godzinę. Dziennie przemieszczają się na odległość ok. 150-200 kilometrów. Przed nimi nawet kilkanaście tysięcy kilometrów do przebycia.
Dane z nadajników GPS wskazują, że główna grupa młodych boćków jest już na wysokości środkowej części Czech, do której doleciała w ostatnim tygodniu od strony Bramy Morawskiej. Najwcześniej odleciały bociany z południowego zachodu Polski, następnie z północy, a najpóźniej ze wschodu kraju.
Przez następne tygodnie bociany będą przelatywać nad Węgrami, zachodnią Ukrainą, Rumunią, Bułgarią i Turcją. Jednym z najbardziej malowniczych zjawisk jest przelot całych grup bocianów nad Stambułem, stanowiącym granicę między Europą i Azją. Następnie boćki kierować się będą nad Izrael i Liban.
Ten drugi kraj związany jest z wyjątkowo bestialskim procederem. Internet, kolejny sezon z rzędu, obiegają szokujące zdjęcia libańskich dzieci i ich ojców, którzy w ramach rozrywki strzelają do naszych bocianów.
Martwe boćki są dla nich trofeum, a ich więcej ustrzelą, tym większe mają poważanie wśród miejscowych. Libańczycy, nękani wieloletnią wojną domową, nie mają świadomości, że to co oni nazywają sportem i treningiem swoich strzeleckich umiejętności, wyrządza olbrzymią krzywdę przyrodzie.
Następnie trasa migracji biec będzie wzdłuż wschodniego wybrzeża Morza Śródziemnego, i dalej przez Półwysep Synaj po Egipt. Boćki mogłyby skrócić sobie podróż np. przelatując nad morzem w pasie od Grecji po Egipt.
Jednak, gdyby pogoda była niesprzyjająca, nie mogłyby przeczekać jej na lądzie. Stąd też od niepamiętnych czasów większość z nich woli nadłożyć drogi, ale za to zmniejszyć zagrożenie. Pierwsze boćki ten korytarz pokonają na początku września.
Będąc już nad Afryką, kierować się będą ku jej centralnym i południowym regionom. Miejscem ich zimowania będą podmokłe obszary Tanzanii i Kenii, gdzie dotrą tuż po zakończeniu się pory deszczowej. Czekać będą tam na nie ulubione gatunki żab, chrząszczy, świerszczy, dżdżownic, a także owady. Do nas wrócą już w marcu przyszłego roku.
Źródło: TwojaPogoda.pl / PAP.