Kubilaj-chan, który władał Mongolią w drugiej połowie trzynastego wieku, był człowiekiem o wielkiej żądzy podboju. Gdy Japonia odmówiła mu złożenia hołdu, uznał to za zniewagę i dwukrotnie wysyłał przeciw niej potężną flotę morską. Za każdym jednak razem inwazję udaremniały potężne sztormy, które posyłały na dno setki mongolskich okrętów i dziesiątkowały szeregi łupieżców.
Te gwałtowne wichry Japończycy nazwali kamikaze, a więc w tłumaczeniu „boskim wiatrem”. Ale co właściwie stało się u wybrzeży Japonii siedem wieków temu? Archeolodzy od dziesięcioleci usiłują rozwikłać tę zagadkę. Z której strony wiał wiatr? Z jaką siłą? Jak duże były mongolskie okręty? Dlaczego poszły na dno?
200 kilometrów na godzinę
Dziś japońscy naukowcy, ale nie tylko oni, zaczynają znajdować odpowiedzi na niektóre z nurtujących ich pytań. Przedmioty odkryte podczas ekspedycji badawczej mówią nam więcej o bitwach, jakie miały miejsce przy brzegach wysp Tsushima i Iki. Flota mongolska, licząca aż 140 tysięcy marynarzy, zatrzymała się w zatokach Imari i Hakata, chcąc przeczekać uderzenie tajfunu.
Badanie wraku chińskiego okrętu wojennego, podobnego być może do okrętów mongolskich, wykazało, że wiatr wiejący podczas przechodzenia tajfunu z prędkością 200 km/h wystarcza, by zmieść taki okręt z powierzchni morza. W ten sposób tajfun za pomocą ulew, burz i wichur oraz gigantycznych fal morskich obrócił mongolską flotę, koczującą w zatokach, w perzynę.
Stało się tak dwukrotnie, podczas pierwszej inwazji w 1274 i w czasie drugiej w 1281 roku. W obu przypadkach mongolska flota rozpoczęła atak dokładnie w momencie nadciągania tajfunu. Nie było wtedy zdjęć satelitarnych, nikt też nie prowadził i nie analizował na dużą skalę pomiarów meteorologicznych.
Pech czy wyjątkowe szczęście?
Czy rzeczywiście Mongołowie mieli wyjątkowego pecha? Nowe światło na te niezwykłe wydarzenia rzucają naukowcy z Uniwersytetu Massachusetts Amherst w USA. Okazuje się, że badania dna jeziora Daija wykazały iż 700 lat temu tajfuny przechodziły nad zachodnim wybrzeżem japońskiej wyspy Kiusiu znacznie częściej niż w dzisiejszych czasach.
Trasa ich wędrówki była bardzo podobna do tej, którą dzisiaj obierają tajfuny, zmierzając od strony Okinawy w kierunku Kiusiu i dalej ku wodom Morza Japońskiego. Naukowcy odkryli w rdzeniach z dna jeziora osady w postaci piasku naniesionego tam z plaż.
Mogło się tak stać jedynie za sprawą sztormu i silnego wiatru, który rozprzestrzeniał nadmorskie piaski na znacznym obszarze. Ostateczne rozwianie zagadki być może nastąpi już niebawem, ponieważ japońscy naukowcy chcą rozpocząć większą ekspedycję w miejsce, gdzie w 2011 roku znaleziono szczątki mongolskiego statku.
Niewykluczone, że na dnie morskim spoczywa sporo śladów tego, co stało się w trzynastym wieku. Czy pomoże to potwierdzić, a może obalić legendę o boskim wietrze, którą Japończycy tak pielęgnują? Tego dowiemy się już wkrótce.
Źródło: TwojaPogoda.pl / National Geographic.