Przyzwyczailiśmy się już do letnich upałów. Z biegiem lat nadchodzą one coraz wcześniej i coraz później nas opuszczają, w międzyczasie padają kolejne rekordy temperatury, już nie tylko w naszych miejscowościach, lecz również na górskich szczytach.
Pierwszy upał w sezonie zazwyczaj pojawia się między ostatnią dekadą maja a pierwszym tygodniem czerwca. Znajdujemy się właśnie w tym okresie. Jednak zdarzają się wyjątki, jak np. przed rokiem, gdy upał zjawił się dopiero 9 czerwca, najpóźniej od 12 lat.
Prognozy nie dają już szans na to, że upał nadejdzie jeszcze w maju. Najwcześniej wskazują na niego w drugim tygodniu czerwca. Nie dają jednak pewności, a to oznacza, że istnieje spore prawdopodobieństwo, iż temperatura nie osiągnie 30 stopni w perspektywie następnych 2 tygodni.
Najpóźniejszy na tle ostatnich 15 lat pierwszy upał wystąpił w 2008 roku, kiedy przyszło nam na niego czekać aż do 22 czerwca, czyli do pierwszych dni astronomicznego lata. Nie można wykluczyć, że w tym roku będziemy mieli powtórkę z tej anomalii.
Upału nie było przez całe lato
Jeszcze przed 1990 rokiem, kiedy ocieplenie klimatu w Polsce znacząco przyspieszyło, okresy wakacyjne bez upału zdarzały się dużo częściej. W skali całej Polski ostatnio bez ani jednego dnia upalnego było w 1980 roku, aż 43 lata temu.
Z kolei w Warszawie ostatnio w czerwcu, lipcu i sierpniu upału nie notowano w 2008 roku. Co ciekawe, nadszedł on dopiero we wrześniu. Jednak w 1980, 1978, 1970, 1960, 1956 i 1955 roku upał nie zdarzył się ani razu.
Dla porównania w 2015 roku dni z upałem w polskiej stolicy odnotowano aż 24, co stało się nowym rekordem na tle całej historii pomiarów. W ostatnim 10-leciu kilkanaście upalnych dni latem to już nowa norma.
Dlaczego nadal nie jest gorąco?
Zwykle w maju mieliśmy już bardzo wysokie temperatury, przekraczające na większym obszarze kraju 25 stopni w cieniu. Jednak w tym sezonie tak się nie stało. Przyczyną jest dość osobliwy rozkład baryczny nad Europą.
Zwykle na południu kontynentu zalegają słoneczne i suche wyże, a na północy wędrują mokre niże, które ściągają gorące powietrze aż znad Morza Śródziemnego i Sahary. Jednak obecnie sytuacja jest odwrotna. Na północy rządzą wyże, a na południu niże niosące powodzie.
Wyże ściągają do nas cieplejsze powietrze, ale mimo, że z biegiem dni ogrzewa się ono od promieniowania słonecznego, to jednak nie aż tak bardzo, aby temperatura przekraczała przeważnie 25 stopni. Takie wartości odczytujemy z termometrów tylko miejscami, co rzadkie, głównie na północy i północnym wschodzie kraju.
To oznacza, że regiony zaliczane zwykle do najchłodniejszych w Polsce są w tym sezonie jednymi z najcieplejszych. Najwyższe dobowe temperatury wielokrotnie częściej są notowane na Pomorzu, Mazurach i Podlasiu niż na Śląsku czy w Małopolsce. Najwyższą temperaturę od początku roku mieliśmy 21 maja w Szczecinie, równo 27 stopni.
Tymczasem na przeważającym obszarze kraju mamy umiarkowane temperatury rzędu około 20-23 stopni w cieniu, które według sondaży są najbardziej optymalne dla większości naszych czytelników. Póki co takie sprzyjające warunki temperaturowe pozostaną z nami na dłużej.
Źródło: TwojaPogoda.pl / IMGW-PIB.