Niepokojące wieści napływają ze środkowo-zachodniej Kolumbii, gdzie ze snu budzi się wulkan Nevado del Ruiz. Odpowiada on za największą i najbardziej śmiercionośną klęskę żywiołową w historii tego południowoamerykańskiego kraju.
W obliczu emisji kłębów dymu i rojów wstrząsów ziemi władze podniosły stopień zagrożenia z żółtego do pomarańczowego i wezwały tysiące mieszkańców wiosek położonych u stóp wulkanu do opuszczenia swoich domów i przeniesienia się do wyznaczonych noclegowni.
Uboga ludność ewakuuje się z wielkim oporem w obawie przed grasującymi szabrownikami. Do erupcji może dojść w każdej chwili, a wówczas czasu na ucieczkę może już nie być. Nikt nie chce, aby doszło do powtórki sprzed 38 lat.
15 listopada 1985 roku do erupcji doszło na tyle nagle i niespodziewanie, że nie zdających sobie sprawy z niebezpieczeństwa mieszkańców zastała ona przy wykonywaniu codziennych czynności.
Najpierw gorące gazy wulkaniczne całkowicie roztopiły czapę śnieżno-lodową na kraterze, a ta spłynęła po zboczach w postaci rwących potoków błotnych. Lawiny błotne dotarły do miejscowości Armero, którą w zaledwie kilka minut zatopiły na wysokość nawet 10 metrów.
W zwałach mułu pogrążone zostały niemal wszystkie zabudowania wraz z mieszkańcami. Udusiło się wówczas ponad 20 tysięcy ludzi, 25 tysięcy odniosło obrażenia, a 60 tysięcy straciło dach nad głową.
Erupcja Nevado del Ruiz uznana została za najbardziej śmiercionośną na świecie w dwudziestym wieku. Niestety, historia lubi się powtarzać, a zagrożenie ze strony wulkanu wcale nie minęło.
Źródło: TwojaPogoda.pl / Smithsonian.