Ostatnie łagodne zimy sprawiają, że Bałtyk u polskich wybrzeży w ogóle nie zamarza. Będzie to z biegiem czasu coraz rzadszy widok. Poprzedni raz to niecodzienne zjawisko można było obserwować w lutym 2021 roku. Dzięki północnemu wiatrowi, niskiej temperaturze powietrza i wody oraz korzystnym prądom morskim Morze Bałtyckie w polskiej strefie brzegowej zamarzło na taką skalę po raz pierwszy od 10 lat.
Ten fenomen na plażę w Międzyzdrojach przyszły zobaczyć prawdziwe tłumy, niczym w środku lata. Spacerowicze zachwycali się zamarzniętym morzem aż po horyzont. Niektórzy ryzykowali wchodząc na niestabilny, cienki lód, pod molo, robiąc sobie zdjęcia.
Miejscami zamarzające fale utworzyły lodowe progi wysokie na 1-2 metry. Zamarzła woda uderzająca w metalowe barierki, zmieniając je w malownicze lodowe rzeźby. Ze zdjęć satelitarnych wynikało, że brzegowa pokrywa lodowa ciągnęła się od Świnoujścia aż po Kołobrzeg.
Nie wszędzie jednak lód miał podobną grubość i pokrywał morze aż po horyzont. Dzień później wiatr zmienił kierunek na południowy, a odwilż sprawiła, że pokrywa lodowa oderwała się od plaż i odpłynęła w siną dal, po drodze roztapiając się.
Szansa, że coś podobnego powtórzy się jeszcze tej zimy, jest niewielka. Zapewne trzeba będzie poczekać na kolejne zamarznięcie Bałtyku przynajmniej do przyszłego roku. Dawniej nasze morze zamarzało częściej.
Bałtyk pod lodem sprzed 12 lat
Ostatnie znaczące zlodzenie Bałtyku u polskiego wybrzeża miało miejsce w lutym 2011 roku, gdy wystarczyła zaledwie tygodniowa fala tęgich mrozów, aby wody Zatoki Gdańskiej niemal w oka mgnieniu pokrył lód.
To był efekt bardzo niskich temperatur powietrza, które osiągały minus 40 stopni w regionach północnych Bałtyku i minus 20 stopni w regionach południowych.
W Polsce najbardziej zlodzona była Zatoka Pucka, Zalew Szczeciński i Zatoka Pomorska. Pokrywa lodowa ma tam grubość od 5 do 15 centymetrów. Więcej lodu było w Zalewie Wiślanym, nawet do 20-40 centymetrów.
Warstwa lodu sięgała od strony Zatoki Puckiej okolic Trójmiasta, w tym plaży orłowskiej w Gdyni z charakterystycznym klifem i molem. Lodowe klify widoczne z kołobrzeskiego mola miały około 4 metrów, zaś samo molo całe zasypane było w lodzie o podobnej grubości.
Nasz czytelnik @Radek, który miał wówczas 18 lat, twierdził, że czegoś podobnego za swojego życia jeszcze nie widział. Nic dziwnego, bo takiego zlodzenia nie było od 24 lat.
Pokryta lodem Zatoka Gdańska najlepiej prezentowała się na zdjęciu satelitarnym. Niektóre kry były bardzo duże i miały kilkadziesiąt kilometrów długości. Woda nie była tam dostatecznie zimna, aby pokrywa była zwarta, ale jej obszar i tak był bardzo imponujący.
Jeśli się dobrze przyjrzymy, to zobaczymy szlaki prowadzące przez pola lodowe. Zostały one oczywiście zrobione przez statki wychodzące w morze m.in. z trójmiejskich portów. Tymczasem lód pokrył całą Zatokę Pucką.
Jęzor lodowy sięgał dalej na południe wzdłuż wybrzeży Sopotu, Gdyni i Gdańska. W pozostałych regionach polskiego wybrzeża zjawisk lodowych pojawiło się znacznie mniej, ale mimo to spacerując po plaży można było natrafić na przepiękne lodowe rzeźby.
Nasz czytelnik @Tomasz przeszedł po lodzie około 200 metrów za koniec mola w Sopocie (molo ma długość 450 metrów, ale wówczas było modernizowane i miało najwyżej 300 metrów). Kra miała więc szerokość około 500 metrów. Oczywiście znaleźli się śmiałkowie, którzy tam się postanowili wybrać. Ryzykanci mogli wpaść do zimnej wody i utonąć.
Źródło: TwojaPogoda.pl