La Niña panuje nadzwyczaj długo, bo od trzech lat. Coś podobnego miało miejsce ostatnio 20 lat temu. Charakteryzuje się ona obniżeniem się średnich temperatur na świecie. Jednak jak mogliśmy się przekonać w poprzednich miesiącach, zimno wcale nie było.
Wciąż padały rekordy ciepła. Wśród tych najbardziej spektakularnych znalazło się 40 stopni odnotowane po raz pierwszy w Londynie. W tym samym czasie w Portugalii termometry wskazały trudne do wyobrażenia 47 stopni.
Przed rokiem 51 stopni w cieniu zmierzono w Australii, 50 stopni w Kanadzie, a 49 stopni we Włoszech i w Turcji. Nawet w Polsce w czerwcu 2022 roku w Słubicach temperatura sięgnęła aż 38 stopni.
Skoro w chłodnych latach niesionych przez La Niña notowano spektakularne rekordy upału, to oznacza, że powracające El Niño, w czasie którego występowania notowano najwięcej ciepłych miesięcy i lat, przyniesie nam znacznie większy wysyp rekordów.
Klimatolodzy ostrzegają, że czekają nas fale upałów o intensywności dotąd niespotykanej. Pierwsze z nich mogą być już odczuwalne latem na północnej półkuli, a najpóźniej jesienią na półkuli południowej.
Brytyjscy klimatolodzy nie mają wątpliwości, że rok 2023 zapisze się wśród najgorętszych, przekraczając średnią z lat 1850-1900, a więc sprzed okresu rewolucji przemysłowej, aż o 1,2 stopnia. Nie są to dobre wieści, bo wraz z wyjątkowym ciepłem czekają nas susze.
To z kolei oznacza też niedostatek wody pitnej, częstsze pożary lasów oraz zwiększoną liczbę przedwczesnych zgonów z powodu skrajnie wysokich temperatur. El Niño najpewniej znacznie nasili się w 2024 roku i wtedy może być naprawdę źle, a ludzkość nie jest na to gotowa.
Źródło: TwojaPogoda.pl