Mimo, że każdego dnia na całym świecie aktywnych jest zwykle około 40 wulkanów, to jednak rzadko zdarza się, aby dochodziło do ich spektakularnych erupcji w tak wielu miejscach jednocześnie, zmuszając tysiące mieszkańców ich podnóży do natychmiastowej ewakuacji.
Zazwyczaj wulkany emitują gazy, jednak obecnie mamy do czynienia nie tylko z wyrzutami popiołów, ale też wypływami lawy. Nietypową sytuację mamy nie tylko na Hawajach, ale również we Włoszech, w Indonezji, Chile, Rosji, Salwadorze i Ekwadorze.
Wybuchają także wulkany w Europie, a dokładniej we Włoszech. Bardzo dużą aktywność przejawia Stromboli, położony na wyspie o tej samej nazwie, pośród wód Morza Tyrreńskiego. Po północno-zachodnim zboczu do morza zeszła okazała lawina piroklastyczna.
Potok popiołów, gruzu i głazów, przemieszczający się z prędkością kilkuset kilometrów na godzinę, runął do wody wywołując wysokie na 1,5-metra tsunami. Na szczęście żaden spośród 600 mieszkańców wyspy nie ucierpiał, ale najedli się strachu.
Mimo, że wszyscy są przyzwyczajeni do częstych erupcji kapryśnego Stromboli, to jednak tym razem erupcję i tsunami poprzedziło trzęsienie ziemi. Trzy żywioły niemal jednocześnie, to o wiele za dużo. Niektórzy postanowili, przynajmniej do czasu uspokojenia się wulkanu, opuścić wyspę.
Chmura popiołu goniła mieszkańców Indonezji
W podobnym zagrożeniu znaleźli się mieszkańcy indonezyjskiej Jawy, gdzie wybuchł wulkan Semeru. W kierunku licznych wiosek położonych u stóp góry zaczęło sunąć olbrzymie kłębowisko popiołów, głazów i toksycznych gazów.
Ludność rzuciła się do ucieczki. Groziła im podobna śmierć, jak mieszkańcom okolic wulkanu Fuego w Gwatemali. W 2018 roku lawina piroklastyczna zabiła 300 osób, spośród których 200 do tej pory nie udało się odnaleźć.
Na szczęście tym razem udało się uniknąć najgorszego. Władze zdołały ewakuować w pośpiechu i panice tysiące mieszkańców. O czyhającym zagrożeniu świadczył fakt, że jeden z olbrzymich głazów wyrzuconych przez wulkan zburzył most.
Z niepokojem patrzą na kolejny wulkan
15 tysięcy mieszkańców miasta Pucon w Chile z przerażeniem spogląda na oddalony o zaledwie 15 kilometrów ośnieżony stożek wulkanu Villarrica, z którego zieje ogniem. To efekt emisji gazów z jeziora kraterowego wypełnionego rozżarzoną lawą.
Naukowcy ostrzegają, że do erupcji może dojść w każdej chwili, a wówczas na ewakuację będzie bardzo niewiele czasu. Wybuch może być równie niegroźny, jak w 2015 roku, lub też podobnie niebezpieczny, co w 1984 roku, kiedy doszło do ostatniej silnej erupcji.
Źródło: TwojaPogoda.pl / Smithsonian.