Rosyjscy naukowcy nie mają wątpliwości. Jeszcze tylko przez kilka lat średnie globalne temperatury będą rosnąć, jednak najpóźniej do 2030 roku nastąpi odwrócenie trendu, a klimat zamiast ocieplać się, zacznie się ochładzać na następne kilkadziesiąt lat.
Co ciekawe, tak niewiarygodne, odstające od powszechnej wiedzy, wnioski nie przedstawiają wcale kanapowi eksperci, lecz badacze z pokaźnym dorobkiem naukowym. Jednym z nich jest prof. Walentyna Żarkowa, matematyczka i astronomka z Uniwersytetu Northumbria w Anglii. Jej prace naukowe od kilku lat spędzają sen z powiek naukowcom ostrzegającym przed katastrofalnymi skutkami globalnego ocieplenia.
Badaczka stoi w wyraźnej kontrze do przeważającej części świata naukowego twierdząc, że nie ociepleniem, lecz ochłodzeniem klimatu powinniśmy się zacząć przejmować. Żarkowa zajmuje się badaniem pola magnetycznego Słońca. Według niej to ono ma być odpowiedzialne za zmiany klimatyczne na Ziemi. Wciąż jednak niewiele wiemy na jego temat.
Wszystkiemu winne jest... Słońce
Naszą wiedzę o najbliższej nam gwieździe poszerzyć ma sonda Parker Solar Probe, której zadaniem jest ustalenie, dlaczego korona słoneczna jest o wiele gorętsza niż powierzchnia, a także jaki ma to związek z polem magnetycznym. Misja sondy słonecznej jest uważana za jedną z najważniejszych w historii ludzkości.
Na łamach najnowszego wydania pisma „Temperature” Żarkowa wskazała, że pole magnetyczne Słońca ma kolosalny wpływ na ocieplenia i ochłodzenia klimatu na naszej planecie. Badania pomogły stworzyć model klimatyczny, zgodnie z którym można było wskazać historyczne okresy anomalii klimatycznych do 100 lat wstecz.
Wyniki modelu opracowanego przez Żarkową idealnie pokryły się z tzw. minimami słonecznymi, a więc okresami, gdy słabnące pole magnetyczne i niewielka ilość plam na powierzchni Słońca powiązane były z zaburzeniami cyklów atmosferycznych, w tym także ochłodzeniem Prądu Zatokowego w północnym Atlantyku, a co za tym idzie, ze spadkami średniej temperatury powietrza.
W tym czasie mieliśmy do czynienia z okresami ochłodzenia klimatu podczas Minimum Maundera 1645-1715), Minimum Wolfa (1200), Minimum Oorta (1010-1050) i Minimum Homera (800-900 p.n.e.), a także cyklami ocieplenia, w tym tzw. Średniowiecznym Optimum Klimatycznym (900-1200) i ociepleniami czasów rzymskich (400-10 p.n.e.).
Według Żarkowej, Słońce jest głównym źródłem energii dla wszystkich planet Układu Słonecznego. Energia ta jest dostarczana na Ziemię w postaci promieniowania słonecznego o różnych długościach fal, zwanego całkowitym natężeniem promienienia słonecznego.
Wahania natężenia promieniowania słonecznego prowadzą do nagrzewania się wyższych warstw atmosfery planety i złożonych procesów transportu energii słonecznej w kierunku powierzchni planety.
Żarkowa twierdzi, że niedawny postęp w rozumieniu roli słonecznego pola magnetycznego tła w definiowaniu aktywności słonecznej i ilościowym określaniu obserwowanych wielkości pola magnetycznego w różnych okresach, umożliwia wiarygodne długoterminowe przewidywanie aktywności Słońca w skali tysiąclecia.
Podczas tych wielkich minimów słonecznych następuje znaczna redukcja słonecznego pola magnetycznego i natężenia promieniowania słonecznego, co wymusza zmniejszenie ziemskich temperatur, co według badaczki jest potwierdzane na podstawie analizy ziemskiej biomasy w ciągu ostatnich 12 tysięcy lat i więcej.
Opracowany przez nią model pozwolił przewidzieć przyszłe fluktuacje słonecznego pola magnetycznego, ujawniając wielki cykl słoneczny, który trwa 350-400 lat. Zgodnie z nim znajdujemy się właśnie na początku kolejnego minimum słonecznego, które potrwa do 2053 roku.
Żarkowa prognozuje, że podczas Współczesnego Wielkiego Minimum Słonecznego można się spodziewać obniżenia średniej temperatury na Ziemi nawet o 1 stopień, zwłaszcza w okresach minimów słonecznych między cyklami 25-26 i 26-27, czyli w latach 2028-2043.
Spadek średnich temperatur na naszej planecie w tym czasie może sprawić, że zimy będą sroższe, a okresy letnie dużo chłodniejsze niż obecnie. Walentyna Żarkowa podkreśliła, że za sprawą ograniczonej wegetacji roślinnej możemy doświadczyć globalnego kryzysu żywnościowego, a z powodu wycofywania paliw kopalnych może dojść do kryzysu energetycznego.
Nadchodzi globalne ochłodzenie klimatu?
To będzie małe zlodowacenie, podobne do tego, z którym Europejczycy zmagali się od szesnastego wieku przez kolejne 400 lat. Mowa jest o tzw. Małej Epoce Lodowej, która była ostatnim chłodnym okresem holocenu i jednocześnie najgłębszym z wszystkich pozostałych.
Apogeum wielkiego minimum słonecznego trwało 65 lat i przypadło na lata 1645-1710. W tym okresie temperatury na większości obszaru półkuli północnej spadły. Prawdopodobnie miało to miejsce, ponieważ całkowite natężenie promieniowania słonecznego zmniejszyło się o 0,22 procenta.
To doprowadziło do spadku średniej temperatury Ziemi, mierzonej głównie na półkuli północnej w Europie, o 1,0-1,5 stopnia. Ten pozornie niewielki spadek średniej temperatury na półkuli północnej doprowadził do zamarznięcia rzek, długich mroźnych zim i zimnych okresów letnich.
Ogólny trend był oczywisty, średnia temperatura była o 1 stopień niższa od tej notowanej podczas średniowiecznego ocieplenia. To wystarczyło, aby w Polsce podczas półrocznych zim temperatura spadała do minus 40-50 stopni.
1829 był na ziemiach polskich najzimniejszym rokiem w całej historii pomiarów. Tylko jeden miesiąc, wrzesień, zapisał się ciepło. Pozostałe miesiące były bardzo zimne, a tylko jeden lekko zimny. Było równie zimno, co obecnie na zachodniej Syberii.
Lód pokrywał znaczną część Bałtyku, ale tylko w okresie zimowym i nie w każdym roku. O tyle, o ile danych o zamarzaniu naszego morza jest niewiele, to dysponujemy sporą wiedzą na temat zamarzania Tamizy w Londynie.
Od czternastego do dziewiętnastego wieku rzeka ta całkowicie pokrywała się lodem przez około 25 zim, czasem co kilkanaście lat, ale częściej co kilkadziesiąt. To dowód na to, że nawet podczas Małej Epoki Lodowej potrafiło być dość ciepło.
Jednak podczas najbardziej surowych zim sytuacja była opłakana, bo rzeka ścięta była lodem o grubości blisko 30 cm. Tak było zimą z przełomu 1683 i 1684 roku, kiedy na zamarzniętej Tamizie otwierano jarmarki.
Słońce coraz słabsze
Największą aktywność słoneczną mieliśmy w końcu lat 50. ubiegłego wieku. Od tego czasu aktywność naszej dziennej gwiazdy z cyklu na cykl systematycznie spada. Minione minimum aktywności słonecznej nadeszło po bardzo słabym maksimum.
Liczba plam na Słońcu zmierzona w kwietniu 2014 roku, najbardziej aktywnym miesiącu 24. cyklu słonecznego, sięgnęła zaledwie 82, a to oznacza, że była najniższą od 8 cykli, a dokładniej od najbardziej aktywnego miesiąca 16. cyklu, gdy w kwietniu 1928 roku odnotowano 78 plam.
Z kolei według danych dr Davida Hathaway'a z Marshall Space Flight Center (NASA), tak niewielkiej ilości plam podczas całego cyklu nie obserwowano od 5. lub 6. cyklu, które miały miejsce w 1805 i 1816 roku. Ten okres nazwano Minimum Daltona.
W 2019 roku odnotowano 281 dni bez ani jednej plamy na powierzchni Słońca. Stanowi to 77 procent dni w roku. Poprzednio rekordowo mało plam mieliśmy w 2009 roku, kiedy gwiazda była od nich wolna przez 268 dni.
Dwutlenek węgla nie ma znaczenia?
Nie tylko Żarkowa jest przekonana o nadciągającym wielkim ochłodzeniu klimatu. Wtóruje jej, i to od kilkunastu lat, jej rosyjski kolega Chabibułło Abdusamatow, szef astronomicznego wydziału Rosyjskiej Akademii Nauk. Według niego ma się ono rozpocząć w najbliższych latach, a swoje apogeum osiągnie w 2055 roku, choć zastrzega, że próg błędu to nawet 11 lat.
Rosyjski naukowiec jest zagorzałym przeciwnikiem teorii wskazujących na człowieka, jako główną przyczynę ocieplania się klimatu. Według niego winne jest promieniowanie słoneczne oraz inne czynniki pochodzące z przestrzeni kosmicznej. Chabibułło Abdusamatow swoje racje przedstawiał niejednokrotnie na różnych konferencjach klimatycznych. Niektóre z nich dają do myślenia.
Żarkowej i Abdusamatowi wtóruje dr Nikołaj Zawaliszyn, kierownik Zakładu Hydrometeorologii i Badań Środowiska w Syberyjskim Regionalnym Hydrometeorologicznym Instytucie Badawczym w Nowosybirsku, który twierdzi, że globalne ocieplenie dobiega już końca. Jeszcze przez kilka lat średnia globalna temperatura będzie rosnąć, osiągając maksymalnie 1,1 stopnia powyżej średniej wieloletniej.
Od bieżącego roku temperatura zacznie spadać, co według naukowca ma być początkiem globalnego ochłodzenia. Co ciekawe, odwrócenie trendu temperatury nastąpi bez względu na to, czy emisja gazów cieplarnianych nadal będzie rosnąć, ponieważ według Zawaliszyna globalne ocieplenie nie ma związku z antropogenicznym (wywołanym przez człowieka) wzrostem globalnej temperatury na skutek emisji dwutlenku węgla.
Według rosyjskiego badacza wahania temperatury są zjawiskiem naturalnym i cyklicznym. Każdy cykl składa się z 10-letnich szybkich ociepleń oraz następującym po nich 50-letnim cyklu powolnego, ale systematycznego ochładzania się. Skąd taki wniosek?
Otóż naukowiec w ciągu ostatnich 10 lat zamieścił kilka publikacji na temat związku promieniowania słonecznego z temperaturą na Ziemi. W publikacji z 2014 roku podjął temat rekonstrukcji średniorocznego albedo Ziemi, w tym optyki atmosfery i oceanu. Opisał tam zależność temperatury powietrza od stopnia odbijania się promieni słonecznych (albedo) od ziemi i powierzchni morza.
Czy naukowi outsiderzy, którzy wskazują Słońce jako źródło zmian klimatycznych, a nie emisję gazów cieplarnianych przez człowieka, mają rację? Czy ich prognoza zbliżającego się ochłodzenia klimatu okaże się trafna? Tradycyjnie czas to zweryfikuje.
Źródło: TwojaPogoda.pl