W czwartkowy (25.08) wieczór mieszkańcy południowej Polski stali się świadkami bardzo ciekawego zjawiska optycznego. Krótko przed zmierzchem nad Dolnym Śląskiem wypiętrzyła się samotna chmura burzowa Cumulonimbus.
Jej wierzchołek, czyli charakterystyczne kowadło, bardzo szybko osiągnął wysokość kilkunastu kilometrów. Wtedy promienie zachodzącego słońca pod bardzo małym kątem zaczęły się odbijać od kropel wody zawartych w chmurze, rzucając olbrzymi cień.
Ze zdjęć satelitarnych wynika, że duży cień szeroki na 50 kilometrów rozciągał się na dystansie co najmniej pół tysiąca kilometrów, od Wrocławia przez Opole, Katowice i Kraków aż po Rzeszów i dalej do Lwowa, gdzie zniknął w mroku nocy.
Na całej swej długości sprawiał, że niebo stawało się ciemniejsze niż być powinno. Cienie odległych chmur potrafią się rozprzestrzeniać niczym lasery, przybierają kształt trójkątów, do złudzenia przypominających olbrzymie tornada.
Zjawisko to nazywa się „promieniami zmierzchowymi” i jest widoczne w pobliżu wschodu lub zachodu Słońca. Ma wiele różnych postaci. Czasem zdarza się, że promienie powstają po tej samej stronie nieba, co Słońce, a czasem po przeciwnej. Najczęściej pojawiają się, gdy Słońce znajduje się nisko nad horyzontem, wówczas promienie padają na ziemię.
Gdy jednak Słońce jest pod horyzontem, wówczas promienie zmierzchowe padają w atmosferę, odbijają się od wierzchołków chmur, np. burzowych, które sięgają nawet wysokości kilkunastu kilometrów, jak i przedzierają się przez niewielkie szczeliny w chmurach. Zawsze są urokliwe.
Badania wykazały, że zjawisko to może być widoczne nawet z odległości 1,5 tysiąca kilometrów. Udało się sfotografować promienie zmierzchowe z obszaru Holandii, podczas gdy wywołujące je rozbudowane chmury burzowe znajdowały się nad południową Irlandią. To dowód na to, jak długodystansowe mogą być zjawiska optyczne.
Źródło: TwojaPogoda.pl