La Niña rozpoczęła się w połowie 2020 roku i trwa aż po dziś dzień. Tak długiego utrzymywania się tego zjawiska nie obserwowano od 20 lat. Wszystko wskazuje na to, że będzie panować przynajmniej do końca tego roku.
Jednocześnie w dalszym ciągu się nasila, mimo, że zazwyczaj ma to miejsce w okresie zimowym, a nie letnim. Jakby tego było mało, to w ostatnich tygodniach osiągnęła największą intensywność w sierpniu od 12 lat.
Jak wynika z pomiarów satelitarnych, za sprawą zimnego Prądu Peruwiańskiego średnia temperatura powierzchni wody w równikowej strefie Pacyfiku, od wybrzeża Ekwadoru przez Wyspy Galapagos na zachód, była o 1,2 stopnia niższa od normy wieloletniej.
Naukowcy dotychczas utrzymywali ostrzeżenie przed La Niña, ale w obliczu jej nasilenia się postanowili ogłosić zagrożenie przed tym zjawiskiem. Dotyczy ono milionów mieszkańców wielu regionów naszej planety, które muszą się szykować na niszczycielskie i zabójcze anomalie pogodowe.
Do tych najpoważniejszych należą ulewne deszcze, powodzie i osunięcia ziemi w krajach południowej i południowo-wschodniej Azji. Z kolei wyspy Pacyfiku będą nawiedzane przez niedostatek opadów i susze.
W Europie najbardziej charakterystycznym skutkiem La Niña są częste i obfite deszcze między sierpniem a listopadem nawiedzające Wyspy Brytyjskie, Francję, Hiszpanię i Portugalię. To oznacza, że będą tam docierać atlantyckie cyklony i powodować powodzie.
Mimo, że w Polsce anomalii pogodowych się nie doszukano, to jednak wcale nie oznacza, że ich nie będzie. Nietypowe chłody, wyjątkowo przedłużające się okresy suche lub wilgotne oraz wichury u kresu lata i jesienią mogą być skutkiem nietypowo silnej La Niña.
Źródło: TwojaPogoda.pl / NOAA.