W lipcu 1921 roku temperatura przekroczyła w cieniu 40 stopni. Padł wówczas historyczny rekord ciepła dla granic dzisiejszej Polski, który aż po dziś dzień nie został pobity, choć kilkakrotnie było do tego bardzo blisko.
Stulecie temu życie codzienne diametralnie różniło się od dzisiejszego. Polska była wówczas krajem utrzymującym się niemal wyłącznie z rolnictwa, dlatego posucha i żar siały spustoszenie na polach uprawnych, stwarzając zagrożenie klęską głodu.
Dzisiaj wielodniowa fala upałów nie robi na nas większego wrażenia. Unikamy pełnego słońca, chłodzimy się lodami lub napojami z lodówek, przebywamy z wentylowanych lub klimatyzowanych pomieszczeniach.
Mało kto z nas pamięta historyczną falę upałów z sierpnia 2013 roku, kiedy to m.in. w Warszawie, Katowicach czy Krakowie padły historyczne rekordy temperatury, a potem lato 2015 roku, gdy upały utrzymywały się wyjątkowo długo.
Jednak wiek temu, gdy większość Polaków pracowało na polach, ciężko było się ukryć przed zabójczym wpływem promieni słonecznych. Wielu doznało udaru słonecznego, który nie rzadko kończył się śmiercią. Nie było takich lodówek, co dziś, nie było klimatyzacji, a lekarz nie był na każde nasze skinienie.
Problemem był brak wody, żywności i osłabienie zdrowia mieszkańców, wobec czego szerzyły się choroby zakaźne. Głównym problemem podczas upałów było jak najszybsze powstrzymanie szerzenia się czerwonki, szkarlatyny, tyfusu czy błonicy.
Na szczęście w 1921 roku nie były one tak dotkliwe, jak w poprzednich sezonach letnich, zapewne z tego powodu, że upałom towarzyszyła posucha, a nie nadmierna wilgoć. Jak czytamy na łamach "Nowego Dziennika" z 29 lipca 1921 roku, władze Krakowa dmuchały na zimne i zapobiegały epidemiom uruchamiając w stanie pogotowia wszystkie łaźnie miejskie i odwszalnie:
Priorytetem było też bieżące czyszczenie ulic w miastach. W Krakowie, z powodu niskiego poziomu Wisły, brakowało wody, więc zabiegi te okazały się kłopotliwe. Władze Krakowa stanęły przed dylematem, czy zlewać ulice czy też zapewnić mieszkańców w wodę pitną:
Posucha i żar najbardziej dały się we znaki rolnikom. Ci nie mogli patrzeć, jak na polach wysychają ziemniaki i ogórki. Tropikalna aura sięgnęła Podlasia, gdzie zwykle było najchłodniej spośród kraju. Taka wiadomość ukazała się w "Dzienniku Białostockim" 30 lipca 1921 roku:
Niewiele lepsza sytuacja panowała na Górnym Śląsku. Zboża ostały się posusze, ale warzywa nie. 3 sierpnia 1921 roku wspomniano o tym w "Gazecie Olsztyńskiej":
"Nowy Dziennik" z 29 lipca 1921 roku informuje, że susza spowodowała pożółknięcie trawy, przez co krowy nie miały czym się żywić, w efekcie dawały mniej mleka, a producenci ograniczyli produkcję nabiału. W Krakowie darmo było szukać mleka i masła:
Jednak brakowało nie tylko nabiału, lecz również mięsa i wędlin:
1 sierpnia 1921 roku w "Nowym Dzienniku" kontynuowano temat skutków posuchy w rolnictwie:
Podczas apogeum fali upałów, a więc 29 lipca 1921 roku, na łamach "Słowa Pomorskiego" w komunikacie dla Torunia pojawiła się temperatura maksymalna rzędu 36 stopni, a minimalna na poziomie 20 stopni:
31 lipca 1921 roku w "Nowym Dzienniku" wspomniano o kulminacji podzwrotnikowych upałów. Jednak podana temperatura rzędu 50 stopni Celsjusza jest stanowczo przesadzona. W rzeczywistości dochodziła ona do 35-40 stopni, oczywiście w cieniu. Polacy szukali ochłody kąpiąc się w Wiśle. Tak dzisiaj, jak i 100 lat temu, licznie zdarzały się utonięcia, udary słoneczne i omdlenia, bo lekkomyślnych ludzi nigdy nie brakowało.
Jednak nie wszędzie było gorąco i sucho. Ten, kto wybrał się w góry...
Ochłodzenie z przełomu lipca i sierpnia nie potrwało długo. Upał wrócił, ale również nie na długo. Jeszcze przed końcem pierwszego tygodnia sierpnia nadeszły burze, tym razem bardzo gwałtowne. W szeregu gazet wspomina się o potężnych ulewach, gradobiciach, wichurach, a nawet o trąbach powietrznych, które siały śmierć i zniszczenie. 5 sierpnia "Nowy Dziennik" informował o zerwanych liniach telefonicznych i telegraficznych:
Z opadów cieszyli się również mieszkańcy Torunia:
Deszcz dotarł również na Mazury, jednak nie wszystkie uprawy dało się uratować:
Jak wynika z informacji "Słowa Pomorskiego" nad Chojnicami przeszła nawałnica jakiej nie pamiętają najstarsi ludzie. Jeśli wierzyć publikacji, w Nowym mieście piorun kulisty wpadł do jednego z domów i zniszczył sufit:
Jest też mowa o trąbie powietrznej:
Na Szubin spadł grad wielkości gołębich jaj:
W Bartach na Żuławach piorun zabił 19-latka, który schował się pod drzewem. Stulecie później ludzie wciąż popełniają ten sam błąd:
Przerażający opis z Reszla na Warmii:
Pożar w lasach Niepołomickich:
Nie brakowało też ostrzeżeń, aby się ubezpieczyć:
Mimo szkód, deszcz był na wagę złota, witany z otwartymi ramionami:
Nie tylko w Polsce upały dały się we znaki. Ciekawa notka ukazała się w "Nowym Dzienniku" z 4 sierpnia 1921 roku:
Jednak największy dramat miał miejsce w Rosji, gdzie podczas suszy i fali upałów nadleciała chmara szarańczy, pustosząc pola uprawne:
Nagłówek z "Gazety Olsztyńskiej" z 3 sierpnia 1921 roku, mówi sam za siebie:
"Gromady wygłodniałych dzieci błąkają się, żebrząc o kawałek chleba. Ludność ucieka w poszukiwaniu resztek niezeschniętej trawy na pokarm. Ludzie jak zwierzęta wydzierają sobie wiązkę trawy, przychodzi do krwawych walk. Na ulicach ludzie umierają z głodu. Całe miasto przedstawia jeden wielki obóz głodujących. Po wsiach umiera 60-70 ludzi dziennie" - takie przerażające opisy znaleźć można w "Nowym Dzienniku" z 28 lipca 1921 roku:
I jeszcze jeden artykuł z tego samego wydania:
Na łamach "Gazety Olsztyńskiej" z 2 sierpnia 1921 roku możemy znaleźć jeżące włosy na głowie informacje, że klęska nieurodzaju dotknęła cztery pasy terytorialne europejskiej części Rosji. Niedobór żywności objął 30 milionów ludzi. Każdego dnia umierało 15-20 tysięcy osób. Drogi wiodące w kierunku Moskwy były usłane zwłokami ludzi i zwierząt...
To były naprawdę ciężkie czasy. Możemy tylko cieszyć się, że dzisiaj nawet długotrwałe fale upałów i posuchy nie prowadzą do tak dramatycznych skutków. Musimy mieć jednak na względzie to, że od tamtych lat nie powtórzyły się aż tak skrajne warunki pogodowe.
Gdyby nawiedziła nas wielomiesięczna lub nawet kilkuletnia susza, skutki również byłyby opłakane. Dzisiejsza otwarta gospodarka złagodziłaby skalę kataklizmu, jednak każdy z nas z pewnością odczułby go na własnej skórze.
Źródło: TwojaPogoda.pl