La Niña rozpoczęła się późną jesienią ubiegłego roku, kiedy zaczęła przynosić tragiczne powodzie we wschodniej Australii. Od tego czasu zdecydowanie się nasiliła. Na początku maja okazała się najbardziej intensywną od 22 lat.
Naukowcy są zaskoczeni, ponieważ La Niña zwykle swe apogeum osiąga zimą, a na wiosnę słabnie i ustępuje. Dopiero trzeci raz na tle ostatnich jej 20 wystąpień o tej porze roku nadal się pogłębia. Wcześniej miało to miejsce jedynie w 1955 i 1975 roku.
Jak wynika z pomiarów satelitarnych, za sprawą zimnego Prądu Peruwiańskiego średnia temperatura powierzchni wody w równikowej strefie Pacyfiku, od wybrzeża Ekwadoru przez Wyspy Galapagos na zachód, była w ostatnim czasie o 1,2 stopnia niższa od normy wieloletniej.
Chłodniejsze wody wpływają na procesy zachodzące w ziemskiej atmosferze, a to z kolei sprzyja anomaliom pogodowym. Do tych najbardziej charakterystycznych należy aktywniejszy niż zwykle monsun mokry na południu i południowym wschodzie Azji, który może wywołać tragiczne powodzie i osunięcia ziemi od Indii przez Tajlandię, Wietnam i Chiny po Indonezję.
Nie można też nie wspomnieć o czekającym nas aktywnym sezonie cyklonów tropikalnych w rejonie Wysp Karaibskich i u wybrzeży USA. Wschodnia Australia po okresie powodzi nawiedzona może zostać przez nadzwyczaj wysokie temperatury, ale też suszę i potężne pożary buszu. Z niedostatkiem opadów zmagać się będą także mieszkańcy wysp Oceanii.
Na szczęście w Europie meteorolodzy dotychczas nie doszukali się stałych wzorców towarzyszących każdemu wystąpieniu La Niña. Jednak wcale nie oznacza to, że tym razem nie doświadczymy klęsk żywiołowych. Lato w Polsce zapowiada się bowiem bardzo kapryśnie. Bardzo często przeplatać będą się okresy chłodne z gorącymi, a mokre z suchymi.
Badacze przewidują, że tym razem La Niña będzie się utrzymywać nadzwyczaj długo, ponieważ przez cały bieżący rok. Ryzyko takiego przebiegu tego zjawiska oszacowano aż na 60 procent. La Niña zaniknie nie wcześniej niż w lutym przyszłego roku.
Źródło: TwojaPogoda.pl / NOAA.