FacebookTwitterYouTubeIstagramRSS

Malownicza plaża nad Bałtykiem, którą zimą zniszczyły sztormy, zostanie odbudowana

Turyści, którzy uwielbiali się latem wylegiwać na plaży w gdyńskim Orłowie, w pobliżu słynnego klifu, będą zadowoleni. Ich ulubiona plaża, która zniknęła wraz z potężnymi sztormami szalejącymi zimą, zostanie odbudowana.

Słynny Klif Orłowski w Gdyni. Fot. TwojaPogoda.pl
Słynny Klif Orłowski w Gdyni. Fot. TwojaPogoda.pl

Na przełomie stycznia i lutego podczas wichury Nadia w Trójmieście porywy wiatru osiągały nawet 110 km/h, co spowodowało przypływ sztormowy i zalanie plaży. Do Klifu Orłowskiego nie sposób było dojść suchą nogą. W dodatku groziło jego ponowne osunięcie.

Po wypłukaniu znacznych ilości piasku, gdy poziom morza opadł, plaża nie wróciła już w całości. Dlatego urzędnicy planują prace związane z tzw. refulacją, a więc przetransportowaniu piasku z dna morskiego na plażę, aby ją poszerzyć.

Największa w historii Orłowa refulacja zostanie przeprowadzona w czerwcu i wówczas na kilometrowym odcinku od orłowskiego molo do Sceny Letniej Teatru Miejskiego trzeba się spodziewać utrudnień, ponieważ poszczególne fragmenty plaży mogą być zamykane dla turystów.

Jeśli pogoda będzie sprzyjać, to odbudowa wybrzeża skończy się jeszcze przed wakacjami, jednak w przypadku sztormowej aury może się przedłużyć na pierwsze dni lipca.

Dodatkowo przygotowywany jest projekt trwałego zabezpieczenia tego odcinka wybrzeża przed działalnością morza w obliczu zmian klimatycznych i podnoszenia się poziomu Bałtyku. Mają zostać wzniesione progi podwodne, które ograniczą impet sztormowych fal.

Eksperci alarmują, że refulacja, jako doraźny coroczny zabieg, nie powinna być przeprowadzana przed wykonaniem podwodnych zapór, ponieważ spore nakłady finansowe wyrzucone zostaną w błoto, gdy przyjdzie kolejny sztorm.

Tak zmieniła się plaża w gdyńskim Orłowie po sztormie. Fot. trojmiasto.pl

Refulacja nie obejmie najbardziej słynnej części orłowskiego wybrzeża, a mianowicie okolic malowniczego Klifu Orłowskiego. Każdego roku zdjęcia na jego tle robi sobie tysiące turystów, wielu decyduje się też pod nim rozłożyć koce i zażywać kąpieli słonecznej.

Niektórzy posuwają się jeszcze dalej i wchodzą na sam szczyt klifu, gdzie urządzają sobie pikniki z zapierającym dech w piersi widokiem na Bałtyk. Nie baczą na tabliczki z ostrzeżeniem przed niebezpieczeństwem.

Przechodzą obok nich jak gdyby nigdy nic, a przecież zagrożenie czyha za rogiem, i to dosłownie. Potwierdzenie tego, że klif w każdej chwili może się osunąć do morza, mieliśmy w lutym 2018 roku.

Tablice ostrzegają przed zagrożeniem. Fot. TwojaPogoda.pl

Wtedy potędze morza i wiatru nie ostał się jeden z fragmentów Klifu Orłowskiego, ale na szczęście nie sam Cypel Orłowski. W ponury, wietrzny i deszczowy dzień około 1200 metrów sześciennych gliny morenowej pochodzenia lodowcowego stoczyło się w ciągu zaledwie kilkudziesięciu sekund.

Całe szczęście nikogo w pobliżu nie było. Lawinisko miało według strażaków około 15 metrów długości, 40 metrów szerokości i 2 metry wysokości. Usunięto je, aby nie tarasowało przejścia, jednak nadal można podziwiać powalone drzewa i fragmenty gruzowiska.

Zapewne zapytacie, dlaczego z powodu zagrożenia nie zainstalowano jakiś zabezpieczeń, które mają chronić sam klif, jak i spacerowiczów. Otóż według Ministerstwa Gospodarki Morskiej i Żeglugi Śródlądowej, fragment klifu, który osunął się na plażę, leży w granicach rezerwatu przyrody Kępa Redłowska. W związku z tym dla zachowania naturalnych procesów brzegowych na tym terenie nie prowadzi się działań ochrony brzegu.

Fragment Klifu Orłowskiego runął do morza w lutym 2018 roku. Fot. KW PSP Gdańsk / Twitter.

Jednak z powodu zdarzenia Inspektorat Ochrony Wybrzeża Urzędu Morskiego w Gdyni rozmieścił wokół miejsca zdarzenia tablice informujące o potencjalnym zagrożeniu dla osób przebywających w pobliżu. Do kolejnego osunięcia może dojść w każdej chwili.

Na szczęście dotychczas nie miało ono miejsca w szczycie sezonu turystycznego. Największe zagrożenie obejmuje miesiące zimowe, kiedy Bałtyk jest najbardziej niespokojny i podmywa klif. Można więc przewidywać, że w pewien sztormowy dzień dojdzie do katastrofy. Oby nikt wówczas nie znajdował się w pobliżu.

Brzegi Bałtyku ulegają ciągłej przemianie. Nasze morze pochłania każdego roku aż 50 hektarów lądu, co kosztuje nas nawet pół miliarda złotych. Abrazji ulega cała linia brzegowa, a połowa jej w stopniu intensywnym. Są miejsca, gdzie ziemia cofa się nawet o metr na tle roku. Spieszmy się zachwycać Cyplem Orłowskim, bo wkrótce mogą po nim pozostać tylko zdjęcia, jak te powyżej.

Źródło: TwojaPogoda.pl / UM Gdyni.

prognoza polsat news