FacebookTwitterYouTubeIstagramRSS

Na Słońcu doszło do rekordowego wybuchu. Mógł nas cofnąć do epoki kamienia łupanego

Na Słońcu doszło do gigantycznej eksplozji. Na odległość milionów kilometrów wystrzeliła plazma rozżarzona do tysięcy stopni, która gdyby uderzyła w naszą wielokrotnie mniejszą planetę, mogłaby nas cofnąć do epoki kamienia łupanego.

Potężny wybuch z plamy o numerze AR2936 na Słońcu. Fot. NASA.
Potężny wybuch z plamy o numerze AR2936 na Słońcu. Fot. NASA.

Do spektakularnego wybuchu doszło 15 lutego w kompleksie plam oznaczonym numerem AR2936. Nigdy wcześniej naukowcy nie uwiecznili tak olbrzymiej wstęgi plazmy, która wystrzeliła w przestrzeń kosmiczną na odległość aż 1,5 miliona kilometrów.

Trudno sobie wyobrazić jej rozmiary patrząc na zdjęcie. Warto więc wiedzieć, że Słońce ma średnicę ponad 100 razy większą niż Ziemia. W takiej wstędze plazmy mogłoby się zmieścić bardzo wiele naszych planet. Materiał słoneczny był rozgrzany do tysięcy stopni.

Ta sama plama, zanim obiegła niewidoczną z Ziemi stronę słonecznej tarczy, była odpowiedzialna za wejście i spłonięcie w ziemskiej atmosferze satelitów kosmicznego internetu Starlink od Elon Muska, które zaczęły spadać podczas burzy geomagnetycznej 9 stycznia.

Naukowcy nie mają wątpliwości, że gdyby 15 lutego wybuch z tej plamy był skierowany w naszą stronę, to w najgorszym wypadku olbrzymie ilości naładowanych cząstek ze Słońca uderzyłyby w ziemskie bieguny magnetyczne i wywołały bardzo silną burzę geomagnetyczną.

Mogłaby się ona skończyć na ludzkości tragicznie, znacznie gorzej niż we wrześniu 1859 roku, gdy miało miejsce tzw. zjawisko Carringtona. Wiatr słoneczny dotarł do ziemskich biegunów magnetycznych w ciągu niecałych 20 godzin, a więc 2-3 razy szybciej niż zazwyczaj.

Doszło do zakłóceń i awarii w sieci telegraficznej w Europie i Ameryce Północnej. Zorze polarne, zwykle widoczne nad obszarami polarnymi, tym razem obserwowano niemal na całym świecie, nawet w krajach położonych w pobliżu równika.

Ludzkość nie dysponowała wówczas urządzeniami, które mogłyby odnotować tego typu zdarzenie. Nie miało ono też większego wpływu na normalne funkcjonowanie społeczeństwa, bo nie istniała wówczas żadna powszechna elektronika, a pierwsza na świecie sieć elektroenergetyczna na wysoką skalę powstała dopiero przeszło 20 lat później.

Dobry przykład, jak groźny może być olbrzymi rozbłysk na Słońcu, mieliśmy w 1989 roku. Podczas burzy magnetycznej w marcu i sierpniu doszło do awarii sieci energetycznej w kanadyjskim stanie Quebec. 6 milionów odbiorców nie miało prądu przez 9 godzin, w dodatku pracę musiała przerwać główna kanadyjska giełda papierów wartościowych, co przyniosło gigantyczne straty finansowe.

Dzisiaj, gdy nasze codzienne życie, od transportu po łączność, uzależnione jest od energii elektrycznej, skutki takiego zjawiska, jak w 1859 roku, byłyby katastrofalne. Naukowcy sądzą, że przy odpowiednio silnej burzy magnetycznej, powstałej po wybuchu na Słońcu, uszkodzenie sieci energetycznej może objąć nawet całe kraje.

Setki milionów odbiorców straciłoby prąd na całe tygodnie, a nawet miesiące. W skrajnych przypadkach przywracanie dostaw energii trwałoby kilka lat. Naprawa całych systemów energetycznych byłaby niezwykle czasochłonna i kosztowna. Według szacunków niemieckiej firmy ubezpieczeniowej Allianz straty materialne takiego zdarzenia mogłyby sięgać nawet bilionów dolarów.

To może się okazać gorsze dla normalnego funkcjonowania społeczeństwa niż odbudowa po przejściu tornada czy nawet największej powodzi. Zjawiska te dotykają miasta, regiony i kraje, zaś wpływ Słońca obejmuje całe kontynenty, całą naszą planetę jednocześnie.

Mając na uwadze 11-letni cykl słoneczny, obecnie znajdujemy się na początku cyklu wzrostowego. W 2025 roku czeka nas kolejne maksimum aktywności Słońca. To oznacza, że w najbliższych latach sytuacja może się skomplikować. Aby lepiej poznać naszą gwiazdę i opracować skuteczne metody ochrony mamy już bardzo niewiele czasu.

Słońce bezustannie obserwowane jest przez kilka sond kosmicznych. Jedną z nich jest Solar Dynamics Observatory (SDO), która każdego dnia gromadzi aż 1,5 TB danych. Specjaliści mozolnie analizują te informacje pod kątem kosmicznych prognoz pogody, których zadaniem jest informowanie o możliwych zagrożeniach dla sond kosmicznych, satelitów czy samolotów.

Jednak to zbyt mało, aby można było poczuć się bezpiecznie. Dlatego astronomowie z Uniwersytetu Stanforda pracują już nad inteligentnym systemem wyposażonym w specjalne algorytmy, które sprawią, że będzie on przygotowywał precyzyjne prognozy, na podstawie całej masy danych, a także uczył się, zbierał potrzebne doświadczenie i polepszał swoją skuteczność.

Sztuczna inteligencja będzie pracowała na podstawie określonych wzorów, a swoją wiedzę będzie czerpała z bazy ponad 2 tysięcy regionów, które obecnie obserwowane są przez sondę SDO. Efektem pracy systemu ma być niezwykle szybka i szczegółowa prognoza dotycząca nadchodzących wybuchów i rozbłysków słonecznych.

Takie rozwiązanie jest bardzo istotne dla normalnego funkcjonowania naszej cywilizacji, gdyż pozwoli nam to odpowiednio wcześniej zabezpieczyć się przed nadciągającym kosmicznym kataklizmem i, tym samym, maksymalnie ograniczyć jego skutki.

Źródło: TwojaPogoda.pl / PNAS.

prognoza polsat news