Niektóre pomysły naukowców jeżą włosy na głowie, i to nie tylko z powodu swojego rozmachu, ale przede wszystkim możliwych konsekwencji, które mogą być jeszcze poważniejsze niż sama przyczyna, dla których się one zrodziły.
Jednym z nich jest budowa gigantycznych zapór wodnych, które miałyby odgrodzić Morze Północne i Bałtyckie od otwartego Atlantyku. Po co? Aby zapobiec wielkiej powodzi, która czeka nas, gdy poziom oceanów podniesie się na skutek roztapiania się lądolodów.
Biorąc pod uwagę fakt, że najnowsze prognozy naukowe są dużo bardziej pesymistyczne i przewidują wzrost poziomu mórz od 60 do ponad metra do roku 2100, to pod wodą jeszcze za naszego życia mogą się znaleźć popularne kurorty nadbałtyckie, gdzie spędzamy wakacje.
Na pierwszy ogień pójdą oczywiście Żuławy, najniżej położony obszar w naszym kraju, gdzie powodzie sztormowe zdarzają się coraz częściej. Później pod wodą znajdzie się też Półwysep Helski. Pierwszym dużym miastem, któremu grozi zalanie, stanie się Gdańsk, a zaraz za nim Szczecin.
Takich miast i miejscowości nad brzegami Morza Północnego i Bałtyckiego są tysiące, zamieszkiwanych przez miliony ludzi. Dlatego też oceanografowie Sjoerd Groeskamp i Joakim Kjellsson opracowali zamaszysty projekt olbrzymiej zapory wodnej, a dokładniej dwóch zapór, które wielkiej powodzi mają zapobiec.
Ich pomysł na miarę dwudziestego pierwszego wieku zakłada budowę pierwszej zapory między półwyspem Lizard w angielskiej Kornwalii a gminą Plouescat we francuskiej Bretanii. Budowla, zdolna powstrzymać podniesienie się poziomu Atlantyku nawet o 2 metry, ma mieć 161 kilometrów długości i 85 metrów średniej wysokości (102 metry w najgłębszym miejscu).
Druga zapora miałaby ciągnąć się w kilku częściach między Szkocją, Orkadami i Szetlandami, a następnie domykać się na zachodnim wybrzeżu Norwegii. Struktura ma mieć 476 kilometrów długości i nawet 110 metrów wysokości w najgłębszym punkcie.
Podobny projekt, chociaż w miniaturze, powstaje od lat w Wenecji, która próbuje zabezpieczyć się przed coraz częstszymi i masywniejszymi powodziami sztormowymi. Aby uniknąć kataklizmu, który miał miejsce jesienią 2019 roku, budowany jest system zapór zwanych „Mojżeszem”.
Wydano już na niego dziesiątki milionów euro, a końca inwestycji nie widać. Projekt realizowany jest z gigantycznym opóźnieniem i w atmosferze skandali korupcyjnych. Władze zapowiadają, że za kolejne miliony euro niebawem uda się go finalnie ukończyć, zwłaszcza, że ostatnie testy przebiegły pomyślnie.
Tymczasem nikt nie ma wątpliwości, że gigantyczna zapora na Atlantyku nigdy nie powstanie, i to nie tylko z powodu swojej kosztowności. Choć sami pomysłodawcy zarzekają się, że ludzkość dysponuje już technologią do urzeczywistnienia ich pomysłu, to jednak skutki wzniesienia tej megastruktury mogą być bardziej katastrofalne niż samo podniesienie się poziomu Atlantyku.
Każdy zdaje sobie sprawę z tego, czym groziłoby przerwanie takiej zapory. Oddzielenie Bałtyku i Morza Północnego od wpływu wód z Atlantyku oznacza, że pozbawione dostaw słonej wody, praktycznie te akweny zmieniłyby się w słodkowodne jeziora.
Środowisko naturalne obu mórz zmieniłoby się nie do poznania. Czy właśnie takie jest założenie pomysłodawców tego kuriozalnego projektu? Okazuje się, że podobnych dziwadeł padających z ust poważnych naukowców, w przeszłości nie brakowało, co więcej były one jeszcze bardziej przerażające.
Połączyć Europę z Afryką
Weźmy chociażby pierwszy z brzegu przykład sprzed 100 lat. Niemiecki architekt Herman Sörgel wymyślił Atlantropę, czyli gigantyczny projekt hydrotechniczny, którego celem miało być osuszenie Morza Śródziemnego, aby ujawniły się zupełnie nowe lądy, obecnie spoczywające pod wodą.
Efektem końcowym miało być połączenie Europy i Afryki, tworząc nowy superkontynent, ze wszystkimi strefami klimatycznymi. Miały one zapewnić konkurencję w gospodarce wobec konsolidujących się obu Ameryk i rodzącego się Panazjatyzmu. Kolonizacja Afryki miała być genialnym rozwiązaniem.
Aby było to możliwe, za pomocą czterech potężnych zapór wodnych, poziom Morza Śródziemnego miałby zostać obniżony o około 200 metrów. Jak zmieniłby się wygląd akwenu, można podziwiać na załączonym, odpowiednio zmodyfikowanym zdjęciu satelitarnym.
Atlantropa miała być wielkim dziełem hitlerowskich Niemiec, ale nic z niej nie wyszło. Poszczególne państwa, które miałyby się znaleźć w zasięgu oddziaływania projektu, nie mogły dojść do zgody, m.in. dlatego, że wiele nadmorskich społeczności, utrzymujących się w rybołówstwa, po cofnięciu się morza, straciłoby pracę i zarobek.
Całe szczęście utopijny projekt Sörgela nie doszedł do skutku aż do jego śmierci w latach 50. ubiegłego wieku. Imperialne zapędy hitlerowców poszły na dno razem z Atlantropą. Oby nigdy więcej podobne pomysły już nie padały z ust naukowców, ostatnio nazbyt często pozbywających się wiarygodności tylko po to, aby zyskać sławę.
Źródło: TwojaPogoda.pl