Od równo roku, kiedy rozpoczęła się nowa faza aktywności włoskiego wulkanu Etna, na Sycylii odnotowano już przeszło 50 jego erupcji. Po kilkutygodniowym uspokojeniu, wulkan znów dał o sobie znać okolicznym mieszkańcom, tym razem podczas największego wybuchu od października.
Z południowo-wschodniego krateru na wysokość 10 kilometrów wystrzeliły pióropusze popiołów, które zaczęły być gnane wiatrem na zachód, w głąb Sycylii. W tym samym czasie pojawiły się fontanny lawy, a po wschodnich zboczach krateru zeszły lawiny piroklastyczne.
Władze natychmiast ogłosiły najwyższy, czerwony stopień zagrożenia i wezwały do natychmiastowej ewakuacji wszystkich osób znajdujących się w promieniu 2 kilometrów od krateru. Tym razem nie zamknięto portu lotniczego w Katanii, ponieważ popiół skierował się w przeciwnym kierunku.
Należy się spodziewać, że na okoliczne miejscowości opadać może warstwa czarnych popiołów, która pokryje dachy budynków, karoserie samochodowe, roślinność, ulice i chodniki. Mieszkańcom zalecono unikanie kontaktu z pyłem i noszenie specjalnych maseczek ochronnych.
Kolejne epizody erupcyjne Etny są coraz bardziej intensywne, co może, ale nie musi, wskazywać na to, że wulkan szykuje się do potężnej erupcji. Nie sposób jednak tego przewidzieć, a jeśli do tego dojdzie, to nie wiadomo kiedy.
Etna nie raz uświadamiała lokalnej społeczności, że choć najczęściej zapewnia piękne widoki bez większego zagrożenia, to jednak raz na jakiś czas upomina się o ofiary. Tak też było chociażby w siedemnastym wieku, gdy potoki lawy zdeformowały wschodnie wybrzeże Sycylii.
Do największej erupcji doszło 8 marca 1669 roku, gdy potoki lawy, opady piroklastyczne i trujące gazy pozbawiły życia 20 tysięcy ludzi, z czego 3 tysiące w ciągu zaledwie kilku godzin. Popioły opadały w promieniu nawet ponad 150 kilometrów od wulkanicznego krateru.
Mieszkańcy całymi tygodniami próbowali powstrzymać powoli, ale sukcesywnie płynące w kierunku Katanii potoki lawy. Popełnili jednak tragiczny błąd, ponieważ myśleli, że miejskie mury zatrzymają rozżarzoną do czerwoności płynną skałę. Tak się jednak nie stało. Wkrótce patrzyli bezradnie, jak lawa trawi miasto, doprowadza do pożarów i ostatecznie je rujnuje, podobnie jak sąsiednie 14 miejscowości.
Niebezpiecznie było też w 1981 roku, kiedy to lawa zniszczyła 5 tysięcy hektarów winnic oraz drzew, a także kilkadziesiąt domów, niektórych niezwykle malowniczo położonych nad brzegiem Morza Śródziemnego.
Całkiem niedawno, bo w 2002 roku, z powodu wstrząsów i wybuchu ewakuowano ze swych domów około tysiąca osób. Czy obecna seria erupcja skończy się bez większych fajerwerków, czy też równie dramatycznie, jak kilkaset lat temu?
Źródło: TwojaPogoda.pl / INGV.