Niepokojące wieści docierają do nas z Indonezji, gdzie ze snu zbudził się wulkan Anak Krakatau (Dziecko Krakatau). To pozostałość po olbrzymim wulkanie Krakatau, który odpowiada za jedną z największych klęsk żywiołowych w dziejach ludzkości.
Erupcja na szczęście nie okazała się katastrofalna, nie doszło do wyzwolenia tsunami. Popioły uniosły się na wysokość kilometra. Władze natychmiast ogłosiły przedostatni w skali, pomarańczowy alarm dla lotnictwa.
Niestety, nie sposób przewidzieć, czy okolicznym mieszkańcom grozi powtórka sprzed 4 lat. Wulkan wówczas rozpadł się, dlatego nawet jeśli dojdzie do olbrzymiej erupcji, jej skutki nie powinny być już tak dramatyczne, ale lekcja z wysp Tonga uświadamia nam, że pewności w tej kwestii mieć nie można.
Dramatyczna historia
W grudniu 2018 roku doszło do zawalenia się wulkanicznego stożka. W wyniku osunięcia się do morza blisko 200 milionów metrów sześciennych ziemi i skał, powstało kilkumetrowe tsunami, które uderzyło w wybrzeża Zatoki Sundajskiej. Zginęło ponad 400 osób, a prawie 15 tysięcy zostało rannych.
Podczas erupcji w 1883 roku Krakatau wyemitował popioły, które wzbiły się na wysokość 27 kilometrów, a okrążając kulę ziemską spowodowały przejściowe ochłodzenie klimatu. Huk eksplozji, najgłośniejszy odnotowany kiedykolwiek dźwięk, był słyszany z rekordowej odległości ponad 4 tysięcy kilometrów.
Powstało wówczas tsunami wysokie na co najmniej 40 metrów, które dotarło do najdalszych zakątków świata siejąc spustoszenie i zabijając dziesiątki tysięcy ludzi. Fale sejsmiczne kilkukrotnie obiegły Ziemię. Olbrzymie ilości popiołów pokryły 70 procent powierzchni naszej planety.
Źródło: TwojaPogoda.pl / PVMBG.