Naukowcy zaktualizowali dane na temat wulkanu Fudżi, który drzemie już od 315 lat i wkrótce może się przebudzić. Zbliżająca się erupcja byłaby katastrofalna dla okolic Tokio. Wyniki najnowszych badań są jeszcze bardziej niepokojące od poprzednich.
Na zlecenie trzech prefektur położonych u stóp wulkanu, Yamanashi, Shizuoka i Kanagawa, przygotowano specjalną mapę, z której wynika, że podczas erupcji Fudżi wyprodukowałby nawet dwukrotnie więcej lawy niż dotychczas sądzono, a więc aż 1,3 miliarda metrów sześciennych.
Dla porównania skali nadchodzącej erupcji, wulkan Cumbre Vieja na Wyspach Kanaryjskich wyrzucił przez pół roku 220 milionów metrów sześciennych lawy, która pokryła obszar o powierzchni 12 kilometrów kwadratowych.
Również emisje popiołów oraz gazów, w tym dwutlenku węgla i siarki, będą proporcjonalnie większe. Objętość spodziewanej lawiny piroklastycznej wyniesie aż 10 milionów metrów sześciennych. Z pewnością będzie to jedna z największych erupcji w swoim czasie.
Na pierwszej linii ognia znajdą się mieszkańcy 7 miast i 5 miasteczek. Naukowcy z Uniwersytetu Tokijskiego w raporcie stwierdzili, że w ciągu zaledwie 3 godzin od erupcji, Tokio zostałoby całkowicie sparaliżowane, a życie milionów ludzi znalazłoby się w poważnym zagrożeniu.
Katastrofa dla Tokio
Przede wszystkim należy podkreślić, że obszar metropolitalny jest najgęściej zaludnionym na naszej planecie. Tokio wraz z miastami satelickimi zamieszkuje niemal 40 milionów ludzi, czyli tyle, ile mieszka w całej Polsce. Aż trudno sobie wyobrazić tak dużą liczbę ludzi stłoczonych w jednym miejscu.
Już zaledwie kilkucentymetrowa warstwa opadających popiołów całkowicie wstrzymałaby kursowanie superszybkich pociągów, zupełnie dezorganizując transport. Gałęzie drzew łamałyby się, a linie energetyczne ulegałyby zrywaniu pod ciężarem pyłu, odcinając od prądu miliony odbiorców.
Popiół zatkałby filtry w elektrowniach, zmuszając służby do ich wyłączenia. Widoczność na drogach spadłaby do zera, uniemożliwiają sprawną ewakuację. Stanąłby również transport lotniczy, ponieważ drobny pył mógłby dostawać się do silników samolotowych i je uszkadzać.
Co więcej, erupcja mogłaby trwać nie tylko przez wiele dni, ale też tygodni. Stąd też wybuchła panika, a internauci zaczęli udostępniać sobie ostrzeżenie pod hasztagiem „erupcja Fuji”. Całe szczęście komunikat okazał się fałszywy.
Został opublikowany omyłkowo przez automat, który został źle zaprogramowany. Uruchomiło go trzęsienie, którego epicentrum zlokalizowane było blisko krateru wulkanu Fudżi. Służby zapowiedziały, że przeanalizują system ostrzeżeń, aby usunąć usterkę.
Jednak wielu mieszkańcom okolic Fudżi wcale nie jest do śmiechu. Sądzą oni, że władze ukrywają przed nimi zbliżającą się erupcję, której zapowiedzią miał być ostatni wstrząs. Czy eksperci mają niepokojące wieści?
Fudżi na skraju erupcji?
Najnowsze badania, których wyniki opublikowano na łamach pisma „Science”, wskazały, że ciśnienie magmy pod wulkanem Fudżi jest obecnie wyższe niż było podczas ostatniej jego erupcji pod koniec 1707 roku.
Wynosi ono 1,6 megapaskala, czyli 16 razy więcej niż potrzeba do wybuchu, ponieważ erupcję powinno uruchomić ciśnienie zaledwie rzędu 0,1 megapaskala. Autorzy badania nie stwierdzają, kiedy dokładnie nastąpi wybuch, lecz podkreślają, że to tylko kwestia czasu.
Wulkan daje, według profesora Eisuke Fujita z Uniwersytetu Riukiu, trzy sygnały, które świadczyć mogą o nadchodzącej katastrofie. Są to para i gazy uwalniające się z otworów w ziemi w okolicy wulkanu, erupcje wody z wnętrza ziemi, a także powstanie pod wulkanem defektu geologicznego o długości 34 kilometrów.
Zwłaszcza groźny jest ten ostatni znak, gdyż wskazuje on, że w przypadku erupcji może dojść do zawalenia się fragmentu góry. To może doprowadzić do tragicznych w skutkach lawin błotnych i osunięć ziemi. Coś podobnego wydarzyło się chociażby podczas erupcji Mount St. Helens w amerykańskim stanie Waszyngton w 1980 roku.
Osunęła się wtedy cała północna część wulkanu. Chmura popiołu, gazów i pyłów w oka mgnieniu zrównała z ziemią setki kilometrów kwadratowych lasu. Zginęło 57 osób. Zniszczeniu uległo 200-300 metrów wierzchołka, a na wysokości około 2500 metrów powstał nowy krater. Krajobraz wyglądał jak księżycowy, ponieważ wszystko wokół wulkanu było pokryte kilkumetrową warstwą szarego popiołu.
30 centymetrów popiołu
Specjalny zespół naukowców oszacował, jak może wyglądać zbliżająca się erupcja Fudżi. Przy modelowaniu skorzystano z jedynych danych zebranych ponad 300 lat temu, podczas poprzedniej erupcji. Okazuje się, że z wnętrza wulkanu wydobyłyby się tak duże ilości popiołu, które zdolne byłyby pokryć rejon góry aż 30-centymetrową warstwą.
Konieczna byłby natychmiastowa ewakuacja od 500 do 700 tysięcy ludzi. Najwięcej problemów przy modelowaniu, sprawił naukowcom stożek. To właśnie za jego wyjątkowo „wulkaniczny” kształt zdecydowano się w czerwcu 2013 roku wpisać górę na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO.
Perfekcyjny stożek sprawia, że nie wiadomo do końca w którym kierunku stoczą się potoki rozżarzonej do czerwoności lawy, i którym miejscowościom mogą zagrozić. Do erupcji może też dojść na zboczach, nie koniecznie w szczytowym kraterze. Japończycy od lat zabezpieczają się na wypadek erupcji.
W sąsiadujących z wulkanem prefekturach, jak grzyby po deszczu, powstają specjalne centra ewakuacyjne. Nie wiadomo jak długo ludzie będą musieli tam przebywać i jak długo potrwałaby odbudowa zniszczonego obszaru. Póki co wulkan Fudżi objęty został ochroną, którą tak naprawdę może złamać tylko jego erupcja, po której stożek ulegnie deformacji.
Źródło: TwojaPogoda.pl / Science / UNESCO / NHK.