Każdego dnia ziemską atmosferę bombarduje setki ton kosmicznego gruzu. Zazwyczaj są to niewielkie skały, które spalają się w całości zanim dotrą do powierzchni ziemi. Raz na wiele lat obiekt jest na tyle duży, aby doprowadzić do poważnych zniszczeń.
W lutym 2013 roku po raz pierwszy dowiedzieliśmy się, jak duże zagrożenie stanowią dla nas kamienie przedzierające się przez atmosferę. 20-metrowa planetoida eksplodowała wtedy nad Czelabińskiem w Rosji. Rannych zostało ponad 100 osób, a uszkodzeniu uległo ponad 7,5 tysiąca budynków, z których wypadły szyby.
Niewiele brakowało, aby doszło do większej katastrofy. Ta czai się dosłownie za rogiem, ponieważ naukowcy wciąż badają kolejne skały krążące po naszym Układzie Słonecznym, a które przecinają ziemską orbitę.
Najnowszym odkryciem jest obiekt o kryptonimie 2022 AE1, który po raz pierwszy zaobserwowany został 6 stycznia z odległości 13 milionów kilometrów. Kilkudniowe pomiary wykazały, że planetoida o średnicy między 54 a 120 metrów przeleci blisko Ziemi, a w najgorszym wypadku w nas uderzy.
Mimo, że 13 stycznia Europejska Agencja Kosmiczna (ESA) przypisała planetoidzie pierwszy stopień w skali Torino, który oznacza, że obiekt nie stanowi większego zagrożenia, to jednak badacze pokusili się o dokładniejsze symulacje.
Wynika z nich, że gdyby spełnił się czarny scenariusz, to kosmiczna skała mogłaby uderzyć w Ziemię 4 lipca 2023 roku o godzinie 18:28 czasu polskiego. Zakres błędu jest dość spory i wynosi ± 4 dni licząc od 2 lipca 2023 roku.
W przeszłości podobne obiekty, wstępnie uważane za niebezpieczne przestawały być takie na skutek dalszych obserwacji. Obecnie są one utrudnione, ponieważ planetoida znajduje się w pobliżu Księżyca, który ją przysłania swoim blaskiem.
Statystyka mówi, że obiekt o średnicy 50 metrów uderza w Ziemię raz na 2 tysiące lat, zaś wielkości 140 metrów raz na 30 tysięcy lat. Skała mogłaby poczynić zniszczenia o skali miasta lub nawet województwa. Jej siła może być porównywalna do wybuchu bomby wodorowej.
Gdyby spadła do oceanu wyzwoliłaby olbrzymie fale tsunami o wysokości nawet setek metrów, które obiegłyby całą kulę ziemską czyniąc zniszczenia w nadmorskich miejscowościach. W przypadku uderzenia w ląd wybuchłyby rozległe pożary, doszłoby też do wstrząsów ziemi.
Planetoida 2022 AE1 jest porównywalna rozmiarami z obiektem, który eksplodował na wysokości 10 kilometrów nad rzeką Podkamienna Tunguska na Syberii w czerwcu 1908 roku. Fala uderzeniowa na niezamieszkanym obszarze powaliła drzewa w promieniu 50 kilometrów. Kulę ognia można było ujrzeć z odległości 650 km, a grom dźwiękowy usłyszeć z aż tysiąca kilometrów.
Pozostaje mieć nadzieję, że dalsze obserwacje 2022 AE1 będą bardziej pomyślne i obiekt przestanie być niebezpieczny. I chociaż kolejna kosmiczna kolizja jest nieunikniona, to jednak dojdzie do niej później, gdy będziemy o wiele lepiej przygotowani.
Źródło: TwojaPogoda.pl / ESA / NASA.