Nevado del Ruiz to jeden z najbardziej niebezpiecznych wulkanów na świecie z ponurą historią. Właśnie doszło do jego kolejnej erupcji. Popioły kilkukrotnie wzbiły się na wysokość 6 kilometrów i zaczęły opadać na okoliczne obszary.
Władze południowoamerykańskiej Kolumbii na bieżąco monitorują sytuację i jeśli zajdzie taka potrzeba, rozpoczną ewakuację pobliskich miejscowości. Mieszkańcy są zaniepokojeni, a niektórzy wyjechali na własną rękę, nie czekając na decyzję oficjeli.
Nie ma się im co dziwić, ponieważ wulkan odpowiada za najbardziej śmiercionośną erupcję ostatniego półwiecza. Doszło do niej w listopadzie 1985 roku. Erupcja była na tyle silna, że doszło do roztopienia się lodowca zalegającego nad kraterem.
Olbrzymie ilości wody wymieszane z popiołami spłynęły rwącymi rzekami do podnóży, niczym tsunami rujnując całe miejscowości i zaskakując mieszkańców przy codziennych czynnościach. Tak szybko doszło do kataklizmu, że nikt ich nie ostrzegł przed nadciągającym niebezpieczeństwem.
W mieście Armero, które ucierpiało najbardziej, w grubej na 10 metrów warstwie gorącego błota utopiło się ponad 21 tysięcy ludzi. Łącznie na skutek erupcji śmierć poniosło prawie 29 tysięcy ludzi, a kolejne tyle zostało rannych. Dach nad głową straciło wtedy 60 tysięcy mieszkańców.
Źródło: TwojaPogoda.pl / Smithsonian.