Historia jest pełna zagadek, które z perspektywy czasu bardzo trudno jest wyjaśnić. Jedną z nich jest tajemnicze zdarzenie, którego we wczesnoletni wieczór 18 czerwca 1187 roku świadkami było pięciu mnichów z Opactwa Kościoła Chrystusowego w angielskim Canterbury.
Zaobserwowali oni coś, co aż po dziś dzień spędza sen z powiek naukowcom. Szczegółowy opis zdarzenia, który mnich Gerwazy zamieścił na łamach kroniki, rozpala wyobraźnię.
Z centralnej części Księżyca wystrzeliła płonąca pochodnia, plując ogniem, płonąc żarem i strzelając iskrami na znaczną odległość. Tymczasem Księżyc drgał jak zraniony wąż. Potem się zatrzymał, a potem znów zaczął drżeć.
Mnisi napisali, że to dziwaczne zjawisko powtarzało się kilkadziesiąt razy, ale na tym owy fenomen wcale się nie skończył.
Płonący ogień przybierał nieskończoną ilość różnych form. Zniknął, a potem pojawił się ponownie. Nagle się zatrzymał. Po tym wszystkim sierp Księżyca, od krawędzi do krawędzi, na całej swojej długości, stał się czarny.
Badacze twierdzą, że miejscem na powierzchni Księżyca, które opisywali mnisi, są okolice krateru uderzeniowego Giordano Bruno, znajdującego się na pograniczu widocznej i niewidocznej z Ziemi tarczy Srebrnego Globu.
Zwykle nie widać go z perspektywy Ziemi, ujawnia się on tylko na krótki czas, podczas maksymalnej libracji Księżyca. Jest to stosunkowo młody krater, jednak nie aż tak młody, aby powstał na oczach mnichów zaledwie tysiąclecie temu. Ostatnie badania wykazały, że liczy sobie 4 miliony lat.
Przeczą temu również jego rozmiary, bowiem jego średnica wynosi 22 kilometry. To oznacza, że przy jego wyżłobieniu przez uderzającą planetoidę, w przestrzeń kosmiczną wystrzeliłoby 10 milionów ton skał.
Przyciągnięte zostałby one przez siły grawitacyjne do ziemskiej atmosfery, wywołując tygodniowy deszcz meteorów. Jednak nie istnieją żadne zapisy historyczne wskazujące na zaistnienie takiego spektakularnego wydarzenia.
Co więcej, prawdopodobieństwo uderzenia obiektu takiej wielkości, jaka byłaby w stanie utworzyć tak duży krater jak Giordano Bruno, i jednocześnie wywołać iskrzenie lub wybuchy widoczne gołym okiem z powierzchni Ziemi, w ciągu ostatnich kilku stuleci, wynosi około zaledwie 0,1 procenta.
Najbardziej wiarygodnym wyjaśnieniem fenomenu sprzed 843 lat było uderzenie niewielkiej planetoidy w okolice krateru Giordano Bruno, jednak nie udało się dotychczas znaleźć jej śladu mimo, że krater jest obecnie często badany przez japońskie, amerykańskie, chińskie i indyjskie sondy księżycowe.
Nasz satelita nie mógłby się jednak w wyniku tego uderzenia trząść, a już z pewnością nie poczerniał, bo roznoszenie się wznieconego pyłu trwałoby wiele dni, nie zaś kilka minut. Opisy angielskich mnichów albo jest przesadzony, albo na Księżycu musiało się wydarzyć coś zupełnie innego. Pytanie tylko, co?
Źródło: TwojaPogoda.pl / Astronomy.com