Niepokojące wieści płyną do nas z popularnego wśród polskich turystów archipelagu Wysp Kanaryjskich, nad którymi góruje wulkan Cumbre Vieja. W ostatnim czasie sejsmolodzy z Instytutu National Geographic (IGN) odnotowali ponad 300 wstrząsów na wyspie La Palma.
Roje wstrząsów notowane są tam od 2017 roku i stale zwiększają swoją częstotliwość. 4 lata temu odnotowano tylko jeden rój, który był pierwszym od 30 lat. W 2018 roku wystąpił również jeden, ale już w 2020 roku aż 5 rojów.
Obecne roje kumulują się na zachodnich zboczach wulkanu, a więc w południowo-zachodniej części wyspy La Palma. Głębokość ognisk trzęsień systematycznie zmniejsza się w trakcie roju, co świadczy o tym, że magma porusza się w górę, w kierunku powierzchni.
Władze Wysp Kanaryjskich, podobnie jak po poprzednich rojach, wezwały do pilnego spotkania Komitetu Naukowego ds. Oceny i Monitorowania Zjawisk Wulkanicznych, aby omówić aktualną sytuację z naukowcami i próbować przewidzieć, co może się zdarzyć w przyszłości.
Chociaż naukowcy uspokajają, że rój jeszcze nie oznacza, że wulkan błyskawicznie się przebudzi, to jednak warto trzymać rękę na pulsie i działać z wyprzedzeniem, zwłaszcza, że wulkan ostatni raz dawał o sobie znać aż półwiecze temu.
Naukowcy nie mają żadnych wątpliwości, że wulkan wybuchnie, jednak nie wiedzą kiedy to się stanie. Ogniska rojów trzęsień są zlokalizowane coraz płycej pod powierzchnią ziemi, co oznacza, że magma unosi się w kierunku krateru wulkanicznego.
W grudniu 2020 roku roje notowano na głębokości 20-30 kilometrów, w lutym 2021 roku już na 15-20 kilometrach, a obecnie na 8-13 kilometrach. W związku z rosnącym zagrożeniem podniesiono alert dla okolicznej ludności oraz dla lotnictwa z koloru zielonego do żółtego.
O nieuchronnie zbliżającej się erupcji wulkanu Cumbre Vieja świadczą nie tylko nasilające się wstrząsy ziemi, ale też powiększająca się szczelina w stożku wulkanicznym, która ma średnicę 2 metrów. W przypadku spadnięcia stożka lub zapadnięcia się ściany wulkanu mogłoby powstać tsunami podobnych rozmiarów, jak w dalekiej przeszłości.
Badania geologiczne wykazały bowiem, że dawno temu wulkan wyzwolił tsunami wysokie na 200-600 metrów, a lokalnie nawet 900 metrów. Gdyby to się powtórzyło, to w ciągu mniej niż 30 minut tsunami uderzyłoby w Maroko, po 2 godzinach w Portugalię, następnie po 4 godzinach w Irlandię i Francję, po 5 godzinach w Brazylię i wschodnią Kanadę, a po 6 godzinach w Wyspy Karaibskie i wschodnie wybrzeże Stanów Zjednoczonych.
Na samych Wyspach Kanaryjskich tsunami mogłoby mieć wysokość nawet 1 kilometra, a im dalej od epicentrum osuwiska, tym byłoby mniejsze, jednak zarówno w USA, jak i w zachodniej Europie mogłoby dochodzić do 5-30 metrów. Za każdym razem zniszczenia byłyby katastrofalne, o liczbie ofiar nawet nie wspominając.
Naukowcy w ostatnich latach, podczas prowadzonej kampanii pomiarowej, dowiedzieli się, że wulkan emituje nawet 1,5 tysiąca ton dwutlenku węgla w ciągu doby. To skutek procesów wulkanicznych zachodzących pod powierzchnią ziemi. To potwierdzenie, że wulkan nie wygasł, lecz tylko drzemie, a to oznacza, że może się zbudzić w każdej chwili.
Źródło: TwojaPogoda.pl / Instytut National Geographic / Smithsonian Institution.