Pod koniec sierpnia południe Polski nawiedziły potężne ulewy, które spowodowały utworzenie się na Wiśle fali wezbraniowej. 1 września przepłynęła ona przez Kraków, gdzie poziom wody podniósł się aż o 3 metry, zalewając ścieżki spacerowe i rowerowe na Bulwarach Wiślanych.
W następnych dniach wezbranie popłynęło w dół największej polskiej rzeki, przechodzące przez Sandomierz, Warszawę, Płock i Toruń, a w ostatnich dniach, po 2-tygodniowej przeprawie z południa na północ Polski, zaczęło uchodzić do Zatoki Gdańskiej.
Fali wezbraniowej nie sposób przegapić, bo okiem satelity wyróżnia się jej brązowy kolor. To zanieczyszczenia pochodzące głównie z nawozów sztucznych, które wraz z ulewami i podtopieniami spłynęły do Wisły z pól uprawnych, a także ścieki bytowe i wszelkie niebezpieczne substancje z zalanych obszarów.
Każda taka fala to poważne zagrożenie dla Bałtyku, ponieważ tworzą się martwe strefy, czyli obszary pozbawione tlenu, na których nie występują żadne gatunki morskich stworzeń. Chociaż o tym zjawisku wiadomo od dawna, to jednak do tej pory świat naukowy nie zdawał sobie sprawy, jak zakrojony na szeroką skalę i szybko postępujący jest to proces w naszym morzu.
Okazuje się, że utrata tlenu jest największa od 1500 lat. Jest to bezpośredni efekt ingerencji i ekspansji człowieka. Same fale wezbraniowe to proces naturalny po potężnych ulewach, jednak już to, co takie fale ze sobą niosą w wyniku naszej działalności, naturalne nie jest. Pamiętajmy o tym.
Źródło: TwojaPogoda.pl