W równikowej strefie Oceanu Spokojnego co jakiś czas obserwuje się anomalie temperatury powierzchni wód, które są częścią zjawiska Niño. Jeśli woda jest cieplejsza niż zwykle, to mamy do czynienia z El Niño, zaś jeśli jest chłodniejsza, to panuje La Niña.
Z tą pierwszą anomalią na wielką skalę mieliśmy do czynienia na przełomie 2015 i 2016 roku, kiedy El Niño okazało się jednym z trzech najsilniejszych w historii obserwacji. W różnych zakątkach świata z jego powodu szalały powodzie, tropikalne cyklony, susze i ekstremalne temperatury. Koszty tego kataklizmu szacowano na miliardy dolarów.
Jesienią 2016 roku, pojawiła się niewielka La Niña, która z przerwami trwała do 2018 roku. Następnie wróciło El Niño, ale było słabe. Zimą ubiegłego roku ponownie panowała La Niña, tym razem z umiarkowanym natężeniem. Jeśli wierzyć prognozom naukowców, znów zaczyna się nasilać La Niña, której apogeum ma przypaść na okres jesienno-zimowy.
Jaka będzie jesień i zima?
Zgodnie z przewidywaniami amerykańskiego Krajowego Urzędu do spraw Oceanów i Atmosfery (NOAA) ma ona osiągać fazę słabą, mniejszą niż ubiegłej zimy. Wszyscy pamiętamy, jaka ta zima była. Mrozy i śniegi przerwały serię zim niezwykle łagodnych.
La Niña wcale nie oznacza, że zima będzie sroga, zresztą podobnie jak łagodna. Dlaczego? Otóż zimą z przełomu 1988 i 1989 roku, która w Polsce zapisała się jako druga najcieplejsza w historii pomiarów, La Niña osiągała fazę silną.
Inaczej było na przełomie 1975 i 1976 roku, gdy tylko grudzień zapisał się ciepło, w styczniu temperatura oscylowała w normie, a luty był mroźny.
Trzecie najpotężniejsze zjawisko La Niña wystąpiło zimą z przełomu 1973 i 1974 roku, kiedy tylko grudzień okazał się zimny, a styczeń, luty i marzec ciepłe, a nawet bardzo ciepłe.
Według naukowców z tego powodu nie można w Europie (w przeciwieństwie do innych kontynentów) wyodrębnić stałych zjawisk, które niesie ze sobą La Niña. Wobec tego jedne okresy zimowe są podczas niej ciepłe, a inne surowe.
Na przykład zimą z przełomu 2010 i 2011 roku, podczas umiarkowanej fazy La Niña, mieliśmy w Polsce lodowaty grudzień, ciepły styczeń i mroźny luty. Z kolei zimą z przełomu 2011 i 2012 roku, gdy La Niña miała fazę słabą, grudzień był jednym z najcieplejszych w historii, styczeń okazał się dość ciepły, a luty dla odmiany lodowaty.
Mimo, że dwie spośród trzech zim podczas panowania silnego La Niña były łagodne, to wcale nie oznacza, że przyszła zima też będzie z tego powodu ciepła. Oczywiście prognozy sezonowe wskazują jednoznacznie na łagodny przebieg zimy, ale wcale nie musi być on w jakikolwiek sposób związany z działalnością zjawiska La Niña.
Co to jest La Niña?
La Niña ma znacznie większy wpływ na pogodę w innych regionach świata. Podczas jej panowania pasaty gwałtownie przybierają na sile. Za sprawą zimnego Prądu Peruwiańskiego w równikowym pasie od wybrzeża Ekwadoru przez Wyspy Galapagos na zachód, woda morska zaczyna się wyraźnie ochładzać i jest nawet o 5 stopni niższa od normy.
To źródło całej masy zależności pogodowych, jakie w wyniku tego powstają. Pośrednim skutkiem jest zmniejszone parowanie wód oceanicznych i dramatyczne susze w różnych częściach świata, a ostatecznym efektem spadek średniej globalnej temperatury powietrza.
Skąd wiemy, że w latach panowania anomalii La Niña było chłodniej niż zazwyczaj? Wystarczyło, że naukowcy z amerykańskiego Krajowego Instytutu do spraw Oceanów i Atmosfery (NOAA) nanieśli okresy występowania La Niña na wykres odchyleń od normy średniej temperatury globalnej w latach 1950-2011.
Z wykresu wynika, że podczas anomalii La Niña (niebieskie słupki) średnia temperatura globalna była niższa od tej zmierzonej w latach z neutralnym Niño. Szczególnie dobrze widoczna jest różnica w średnim odchyleniu temperatury między latami La Niña i El Niño. Ta druga anomalia (czerwone słupki) odnotowana została w latach najcieplejszych, jednocześnie najbardziej odbiegających od normy wieloletniej.
Jakie anomalie przynosi?
Jednym z najbardziej niekorzystnych oddziaływań może być nasilenie się suszy w krajach północno-wschodniej Afryki. Już teraz sytuacja humanitarna jest tam dramatyczna z powodu największej od lat inwazji szarańczy, a prognozy meteorologów nie niosą żadnej nadziei na rychłą poprawę. Jednak nie tylko Afrykańczycy będą się zmagać ze skutkami La Niña.
Anomalia ta w chłodnej porze roku zazwyczaj przynosi wielkie ulewy i powodzie w południowo-wschodniej Azji, północnej Australii, północnej Brazylii, na północnym zachodzie USA i w rejonie Wielkich Jezior, w południowo-wschodniej Afryce oraz na wyspach południowej części Oceanu Indyjskiego, w tym na Madagaskarze i Maskarenach.
Susza panuje wtedy w równikowej strefie środkowego i wschodniego Pacyfiku, w północno-zachodniej części Ameryki Południowej, na południu USA, północy Meksyku oraz w Rwandzie i Burundi.
Fale chłodów nawiedzają kraje zachodniej Afryki, wschodnią Rosję, Półwysep Koreański, Japonię, południową Alaskę, zachodnią Kanadę, północny zachód USA, równikową strefę środkowego i wschodniego Pacyfiku, północno-zachodnią część Ameryki Południowej, południowo-wschodnią Brazylię, południowo-wschodnią Afrykę oraz wyspy południowej części Oceanu Indyjskiego, w tym Madagaskar i Maskareny. Bardzo wysokie temperatury z kolei pojawiają się na południu USA i północy Meksyku.
La Niña sprzyja też aktywniejszemu niż zwykle sezonowi tropikalnych cyklonów w rejonie Karaibów, ponieważ masy powietrza są wówczas znacznie bardziej niestabilne niż zwykle, co jest prawdziwym paliwem dla rozwijających się burz tropikalnych.
Źródło: TwojaPogoda.pl / NOAA.