Od kilku miesięcy stale nasilała się aktywność wulkanu Merapi. Właśnie stało się to, przed czym od dłuższego czasu ostrzegali naukowcy. Jeden z aktywniejszych wulkanów w Indonezji, w południowo-wschodniej Azji, wybuchł, i to kilkukrotnie.
Doszło do licznych spływów piroklastycznych, a pióropusz popiołów wzbił się na wysokość kilku kilometrów. Gęste pyły zaczęły opadać na okoliczne miejscowości w promieniu 3 kilometrów, wywołując panikę wśród mieszkańców, którym zalecono unikanie kontaktu z pyłem i noszenie specjalnych maseczek.
Konieczna okazała się ewakuacja niektórych mieszkańców w promieniu 5 kilometrów od krateru. W sumie swoje domy w pośpiechu opuściło pół tysiąca osób. Na razie nie wiadomo, kiedy będą mogły wrócić, ponieważ wciąż może dochodzić do kolejnych erupcji, a alarm utrzymywany jest na poziomie 3 w 4-stopniowej skali.
„W Yogyakarcie, mimo bliskiego sąsiedztwa wulkanu, nie odczuwamy tym razem żadnych uciążliwości. Zawdzięczamy to sprzyjającym wiatrom. Jedynie lokalna TV podaje że wczoraj kilka wiosek po drugiej stronie góry doświadczyło opadów pyłów” - mówi serwisowi TwojaPogoda.pl Piotr Śmieszek, Polak mieszkający w Indonezji.
Nasz czytelnik dodaje, że wybuchy popiołów powtarzały się kilkakrotnie na przestrzeni poranka i popołudnia. „Wyziewom popiołów towarzyszyły drobne erupcje lawy. Według Centrum Badań Katastrof Geologicznych (BPPTKG) stan wulkanu Merapi na dzisiaj rano określony jest jako Siaga, czyli Stan Czuwania” - relacjonuje Śmieszek.
Poprzednia erupcja Merapi rozpoczęła się w ubiegłego Sylwestra i potrwała kilka dni. Dochodziło wówczas do czterech wylewów lawy na dobę, a ich zasięg zwiększył się do 800 metrów. Wylewom towarzyszyły efekty dźwiękowe, a dodatkowo odnotowano kilkadziesiąt niewielkich trzęsień ziemi.
To dopiero początek?
W związku z rosnącym zagrożeniem, wstrzymano wszelkie wycieczki w rejon wulkanu, zarówno na samą górę, jak i w okolice spływających z niego rzek. Może bowiem nadal dochodzić do schodzenia laharów. Mieszkańcy kolejnych miejscowości przygotowują się na wypadek ewakuacji.
W strefie zagrożenia mieszka kilka milionów ludzi, w tym ponad 300 tysięcy mieszkańców miasta Yogyakarta. W zależności od skali potencjalnej erupcji będą oni opuszczać swoje domy i przenosić się do tymczasowych noclegowni. Wszyscy mają nadzieję, że duża erupcja jednak nie nastąpi, a jeśli już tak się stanie, to nie będzie kolosalna.
Jednak badania naukowe nie pozostawiają złudzeń, że możemy mieć powtórkę sprzed 10 lat, a zbliżająca się erupcja może ponownie wpłynąć na klimat w skali globalnej, przejściowo go ochładzając poprzez unoszenie się do atmosfery znacznych ilości popiołów i siarki.
Niebezpieczny wulkan
Według badań naukowych największą aktywność Merapi przejawiał między 7 i 19 wiekiem, kiedy jego erupcje były bardzo intensywne. Obłoki piroklastyczne potrafiły pokonywać dystans nawet 25 kilometrów, zabijając setki ludzi i rujnując domy.
Już 20 lat temu ostrzegano, że wulkan Merapi wkracza w nową erę gwałtownych erupcji, które według badaczy miały się rozpocząć w najbliższych latach. Okazało się, że wulkan przybrał na aktywność znacznie wcześniej niż się spodziewano. Potężny popis dał już w 2010 roku, gdy emitował do atmosfery gigantyczne ilości popiołów i gazów, które rozprzestrzeniały się po znacznym obszarze naszego globu.
Erupcja była określana przez wulkanologów jako największa od przeszło 100 lat. Popioły unosiły się na wysokość kilkunastu kilometrów i zmusiły do ewakuacji blisko 400 tysięcy ludzi z wiosek położonych w promieniu 20 kilometrów od krateru. Gorące popioły i gazy spowodowały wtedy śmierć 347 osób.
Wulkan wyprodukował 140 milionów metrów sześciennych magmy. Poprzedni rekord z 1872 roku to 100 milionów metrów sześciennych. Na szczęście dzięki sprawnej ewakuacji udało się uniknąć takiej liczby ofiar, jaka miała miejsce w 1930 roku, kiedy zginęło 1,3 tysiąca ludzi.
Źródło: TwojaPogoda.pl / Indonesian National Disaster Mitigation Agency.