Arktyka jest najszybciej ocieplającym się zakątkiem naszej planety. Nie tylko temperatury biją tam rekordy, podobnie jest z burzami, które zdarzają się coraz częściej, są coraz silniejsze i pojawiają się coraz dalej w kierunku bieguna północnego.
Jedna z takich nadzwyczajnych burz zrodziła się 160 kilometrów na północ od północnych wybrzeży Alaski. Nad wodami Morza Beauforta system detekcji wyładowań atmosferycznych firmy Vaisala odnotował między 12 a 13 lipca ponad 1,5 tysiąca piorunów, z czego 1210 to były pioruny sięgające powierzchni Oceanu Arktycznego, jak i morskiej pokrywy lodowej.
Amerykańscy meteorolodzy są zdania, że chmura burzowa tak daleko na północ zdarza się zaledwie 1-2 razy na 10 lat. Jednak w ostatnim czasie statystyka ta uległa dużej zmianie. Badania wskazują, że na tle ostatniej dekady liczba piorunów w Arktyce wzrosła aż 3-krotnie.
Odnotowanych zostaje coraz więcej rekordów. Latem 2019 i 2020 roku system GLD360, należący do Vaisala, zarejestrował ponad 100 wyładowań atmosferycznych na północ od 85. równoleżnika, w tym falę niezwykle rzadkich piorunów w promieniu 550 kilometrów od bieguna północnego.
Klimatolodzy są zdania, że w przyszłości globalna liczba piorunów zmniejszy się z powodu ocieplających się tropików, gdzie burze występują najczęściej, jednak zwiększy się w Arktyce, która znacząco się ociepli, a warunki do powstawania chmur staną się korzystniejsze.
Arktyczne burze są bardzo niebezpieczne, ponieważ pojawiając się coraz częściej, są odpowiedzialne za kilkukrotny wzrost liczby pożarów tajgi na Alasce, w Kanadzie i w Rosji. Pożary zaś są źródłem dwutlenku węgla nasilającego zmiany klimatyczne. To swoista reakcja łańcuchowa.
Źródło: TwojaPogoda.pl / Vaisala / NWS.