Zazwyczaj uderzenie pioruna w samochód, nawet ten jadący, nie powoduje żadnych szkód. Dzieje się tak dlatego, że pojazd stanowi swoistą klatkę Faraday'a, a to oznacza, że cała energia spływa po jego zewnętrznej części i rozładowuje się w ziemi, nie wnikając do wnętrza.
Kierowca jest więc bezpieczny, a samochód nie zostaje uszkodzony, choć bardzo rzadko zdarzają się wyjątki. Do jednego z nich doszło na autostradzie na Florydzie, gdzie podczas przedpołudniowej burzy piorun uderzył w SUV-a.
48-letni kierowca twierdzi, że ujrzał oślepiający błysk, po którym stracił panowanie nad pojazdem, bo cała elektronika samochodowa przestała działać. Bezpiecznie zjechał na pobocze i postanowił wyjść na zewnątrz, aby sprawdzić, co się stało.
Początkowo myślał, że coś się spaliło, ale szybko okazało się, że antena dachowa była uszkodzona, a w asfalcie powstała długa na 7 metrów i szeroka na 10 centymetrów szrama. Skąd się wzięła?
Piorun uderzył w antenę po czym jego energia spłynęła po karoserii i oponach, a następnie rozładowała się w asfalcie. Siła uderzenia była tak duża, że fragmenty nawierzchni drogowej wystrzeliły w powietrze.
Na szczęście kierowca wyszedł z tego fenomenu bez szwanku, czego nie można powiedzieć o jego samochodzie, którego nie udało się już uruchomić. Pojazd został odholowany, a mężczyzna wciąż nie może uwierzyć, że przeżył. To, co mu się przytrafiło, to jak trafienie szóstki w totolotka.
Do podobnego incydentu doszło też w innym zakątku Florydy. Skończył się on jednak znacznie poważniej. Piorun uderzył w nawierzchnię drogi, a jeden z większych odłamków asfaltu przebił przednią szybę pędzącego pickupa, zranił dwie jadące pojazdem osoby i jeszcze zbił tylną szybę. Mężczyźni doznali na szczęście obrażeń nie zagrażających życiu.
Źródło: TwojaPogoda.pl / CNN.