Bardzo interesującego odkrycia dokonał zespół naukowców z Wydziału Geografii Uniwersytetu w Durham w Wielkiej Brytanii. Analizując dane geologiczne okazało się, że 14,6 tysiąca lat temu, czyli u kresu ostatniej epoki lodowcowej, poziom oceanów podnosił się w błyskawicznym tempie.
Naukowcy ustalili, że było to aż 3,6 metra na każde 100 lat i trwało to nawet pół tysiąca lat. Ostatecznie poziom oceanów podniósł się aż o 18 metrów. Co ciekawe, proces ten postępował 10-krotnie szybciej niż obecnie.
Wpływ na tak szybki wzrost poziomu mórz miało topnienie w Arktyce, głównie w Skandynawii, Grenlandii i Kanadzie, a w bardzo niewielkim stopniu na Antarktydzie. Wcześniej sądzono, że udział obu biegunów był zbliżony.
Naukowcy muszą teraz ustalić, co spowodowało topnienie lądolodów i jaki wpływ miał ogromny napływ słodkiej wody z zanikającego lądolodu na prądy oceaniczne w północnym Atlantyku. Jeśli się tego dowiemy, to będziemy mogli przewidzieć, co w przyszłości stać się może z Prądem Zatokowym.
Wiemy, że prąd ten dostarcza ciepłe wody oceaniczne z Zatoki Meksykańskiej aż do Islandii, Wysp Brytyjskich i Skandynawii. Wedle współczesnych ustaleń, zanik tego prądu może spowodować znaczne ochłodzenie klimatu w tej części kontynentu, zwłaszcza odczuwanego w okresach zimowych.
Najnowsze modele używane przez wielu klimatologów szacują, że poziom mórz na świecie może wzrosnąć o 1-2 metry do końca tego stulecia. W samym tylko 2019 roku na Grenlandii roztopiło się ponad pół biliona ton lodu, a pozostała woda odpowiadała za 40 procent całkowitego wzrostu poziomu mórz w tym roku.
Źródło: TwojaPogoda.pl / Durham University.