Komunikat o zagrożeniu radiacyjnym znajdował się na oficjalnym serwisie Polskiej Agencji Atomistyki (PAA) przez kilkadziesiąt minut. Gdy tylko wykryto atak hakerski, natychmiast przywrócono prawidłową wersję strony.
Jednak informacja zdążyła rozprzestrzenić się w sieciach społecznościowych lotem błyskawicy. Przecież fake newsy z Facebooka czy Twittera to zupełnie coś innego niż monit na oficjalnym serwisie rządowym.
Wielu internautów uwierzyło, że mamy do czynienia z poważnym zagrożeniem i postanowiło udać się do aptek po preparat z jodem. Za każdym razem PAA uprzedza, aby nie przyjmować tego typu specyfików, jeśli brak jest powszechnej informacji na ten temat w ogólnopolskich mediach.
Gdyby doszło do skażenia radioaktywnego, z całą pewnością władze i służby natychmiast zadziałałyby i zostalibyśmy ostrzeżeni chociażby poprzez SMS od RCB. Policja sprawdza skąd przeprowadzony był atak hakerski. W ostatnim czasie podobne ataki przeprowadzano głównie z Rosji.
W obliczu wprowadzania krajowych obostrzeń związanych z pandemią koronawirusa i rosnącego napięcia społecznego, pojawiające się tego typu fałszywe komunikaty, mogą wywołać niepotrzebne niepokoje.
Na początku roku Polska Agencja Atomistyki (PAA) uruchomiła 13 nowych stacji systemu wczesnego wykrywania skażeń promieniotwórczych. Wszystkie nowe stacje znalazły się w pobliżu wschodniej granicy Polski i stanowią istotne wzmocnienie systemu monitoringu radiacyjnego kraju.
Władze powinny nas poinformować
Nawet jeśli władze czasem wykazują się niezrozumiałą opieszałością w bieżącym informowaniu nas o zagrożeniu, na szczęście w dzisiejszych czasach dostęp do niezależnych informacji jest o wiele łatwiejszy niż dawniej. Możemy na własną rękę śledzić pomiary powietrza i zawczasu być przygotowanym na najgorsze.
Pierwszym źródłem informacji jest zawsze Państwowa Agencja Atomistyki (PAA), która ma obowiązek informować, podobnie jak jej odpowiedniki w innych krajach, o skażeniu radiacyjnym Międzynarodową Agencję Energii Atomowej (MAEA). Na oficjalnej stronie internetowej tej instytucji, stale jest zamieszczana aktualna mapa z wynikami pomiarów i informacją, czy poziom promieniowania jest czy też nie jest przekroczony.
Jeśli zawiodą lokalne władze, ogólnoświatowy organ nie powinien takich informacji ukrywać. W przypadku, gdy którykolwiek czujnik odnotuje podwyższony poziom skażenia, natychmiast odczyty są analizowane, a następnie, o ile nie jest to błąd pomiaru, uruchamia się całą procedurę alarmową. Powiadamiane są służby publiczne, a następnie mieszkańcy zagrożonych obszarów. Informacja upubliczniona zostaje przez wszystkie media, czy to telewizyjne czy też internetowe.
A jeśli tego nie zrobią na czas?
Możemy skorzystać z niezależnej sieci pomiarowej Radioactive@Home, prowadzonej przez studentów lub amatorów. W całej Europie, również w Polsce, znajdują się specjalne stacje, które dokonują pomiarów na bieżąco. Najgęściej usiane są nimi okolice elektrowni atomowych, gdzie zagrożenie dla ludności jest największe.
W Polsce mamy około 40 takich stacji, które, jeśli promieniowanie przekracza dopuszczalne granice, w trybie rzeczywistym nas o tym ostrzegą. Warto więc śledzić poniższą stronę i jeśli zielone kropki zmienią się na żółte lub czerwone, natychmiast przekazywać taką informację dalej.
Jeśli to nam nie wystarcza i chcemy mieć informacje z pierwszej ręki, czyli od siebie, możemy zakupić czujnik radiacyjny na własność, dokonywać pomiarów na bieżąco, a dane z niego wdrożyć do systemu Radioactive@Home, aby mogli z nich korzystać także inni.
Kamery wszystko nam pokażą
Dodatkowym elementem systemu wczesnego ostrzegania są kamery internetowe, za pomocą których każdy z nas może śledzić czy rzeczywiście w elektrowni nie doszło do wybuchu i czy nie unosi się nad nią charakterystyczna chmura radioaktywnego pyłu. Tego typu kamery są ogólnodostępne np. w Czechach. Poniżej monitoring elektrowni atomowej w Temelinie:
Warto dodać, że to właśnie widok z kamery internetowej był pierwszym ostrzeżeniem dla mieszkańców rejonu Fukushimy w 2011 roku. Po raz pierwszy udało się uwiecznić moment wybuchu i uniesienia się radioaktywnego obłoku, co jest widoczne na poniższym zdjęciu.
Gdzie zawędruje radioaktywna chmura?
Jeśli już do skażenia dojdzie, dysponujemy narzędziem, dzięki któremu możemy śledzić trasę, którą będzie się przemieszczać radioaktywny obłok. Służą do tego symulatory przepływu mas powietrza np. model HYSPLIT amerykańskiego Narodowego Urzędu do spraw Oceanów i Atmosfery (NOAA).
Z kilkudniowym wyprzedzeniem możemy więc określić, gdzie zawędruje chmura i czy sięgnie Polski. Jeśli doszłoby np. do awarii w elektrowni atomowej w Zaporożu na Ukrainie wiedzielibyśmy, że przy zachodnim wietrze radioaktywny obłok przemieściłby się na wschód w kierunku Rosji i w żadnym razie by nam nie zagroził. Jeśli wiałoby z przeciwnego kierunku, wówczas mielibyśmy się o co martwić.
Panikę może wywołać zwykły deszcz
Zanim zaczniemy panikować, pamiętajmy, że ziemska atmosfera jest pełna promieniotwórczych pierwiastków, których źródłem jest gleba. Poziom promieniowania może od czasu do czasu nieznacznie wzrastać, np. z powodu zwyczajnego deszczu. Dlaczego? Ponieważ promieniotwórczy gaz radon (Rn-222), który wydobywa się ze skorupy ziemskiej do atmosfery, ulega rozpadowi promieniotwórczemu.
Jednym z produktów rozpadu jest izotop bizmutu (Bi-214), który unosi się swobodnie w powietrzu. Z reguły daje on pewien w przybliżeniu stały wkład do poziomu promieniowania. Jednak gdy zaczyna padać deszcz, Bi-214 opada razem z kroplami deszczu, kumulując się na gruncie.
Zanim ulegnie on rozpadowi (czas połowicznego rozpadu Bi-214 to około 20 minut) i jego stężenie wróci do normy obserwujemy jego 2-4 razy większą ilość w pobliżu czujnika, jako wzrost poziomu promieniowania. Największy wzrost poziomu promieniowania następuje zazwyczaj na początku opadów, póki powietrze nie oczyści się ze zgromadzonego w nim Bi-214.
Szczególnie silnie jest to odnotowywane przez czujniki, gdy pojawia się pierwszy deszcz po dłuższym okresie posuchy, gdy w powietrzu unosi się smog. Jednak, jeśli podczas opadów wieje silny wiatr, przynosi on wciąż nowe porcje Bi-214. Jest to zjawisko towarzyszące nam odkąd istnieją na Ziemi opady deszczu.
Niewielkie i chwilowe przekroczenie poziomu anomalnego nie stanowi zagrożenia dla zdrowia. Jeśli nie chcemy mieć kontaktu z promieniotwórczymi pierwiastkami, powinniśmy unikać przebywania w strugach deszczu podczas początkowej fazy opadów, gdy krople wody dopiero zaczynają wymywać z powietrza zanieczyszczenia.
Źródło: TwojaPogoda.pl / PAA / IRSN / MAEA.