Ledwo Teksańczycy poradzili sobie ze skutkami największej od wielu lat fali mrozów i śnieżyc, która pozbawiła prądu, ogrzewania i dostaw wody ponad 5 milionów ludzi, a już przyszło im się zmierzyć z kolejnym żywiołem.
Tym razem nad stanem przeszły gwałtowne burze, którym towarzyszyły ulewne deszcze, gradobicia i wichury. Najbardziej niszczycielski okazał się grad, który wybijał szyby w oknach, dziurawił dachy, zgniatał karoserie samochodowe i uszkadzał sieć energetyczną.
Prąd znów przestał płynąć do tysięcy odbiorców, do tych samych, którzy nie mieli energii elektrycznej podczas tęgich mrozów. Padające pioruny wywołały kilka pożarów zabudowań. Straty materialne są spore.
Burza nadeszła tuż po tym, gdy temperatura w rejonie Dallas skoczyła z minus 20 stopni do plus 27 stopni, a więc o całe 47 stopni! Nastąpiło zderzenie się zimnej masy powietrza z ciepłą, na granicy której wypiętrzyły się potężne chmury burzowe.
Wypowiedziano wojnę pogodową?
Najpierw plastikowy śnieg, a teraz niszczycielski grad. W sieci nie brakuje opinii, że pogoda za bardzo uwzięła się na Teksas, zupełnie jakby ktoś nią sterował. Amatorzy teorii spiskowych sądzą, że stoją za tym władze USA.
Oczywiście nie ma na to żadnego wiarygodnego dowodu. Plastikowy śnieg okazał się zwyczajnym śniegiem, a grad pojawił się wraz z gwałtowną zmianą pogody, która o tej porze roku zdarza się często, rzadziej towarzyszą jej tak intensywne zjawiska.
Źródło: TwojaPogoda.pl