Żołnierze z 18. Batalionu Powietrznodesantowego z Bielska-Białej przecierali oczy ze zdziwienia na widok dwóch „morsów”, którzy szli z Ustrzyk Górnych na Tarnicę, najwyższy szczyt Bieszczadów, w tęgim mrozie, lodowatym wichrze i przy niemal zerowej widoczności.
Spadochroniarze zamarzali na sam ich widok. Mężczyźni nie mieli koszulek i odmawiali założenia kurtek, gdy próbowali ich do tego przekonać żołnierze. Dopiero, gdy weszli na szczyt i byli przemarznięci do kości, postanowili posłuchać dobrych rad.
Niestety, było już za późno. Skostniałe dłonie omówiły im posłuszeństwa. Nie byli w stanie sami wyjąć kurtek puchowych z plecaków. Żołnierze pomogli im i sprowadzili ich bezpiecznie do Wołosatego, musząc zmienić zaplanowaną wcześniej trasę.
Podobnie było na Babiej Górze
To już kolejny w ostatnim czasie przykład wyprawy w góry, która mogła się źle skończyć. Ratownicy górscy powtarzają, że każdy ma prawo do wolności i podejmowania własnych decyzji, nawet jeśli są one nieodpowiedzialne, jednak mogą one czasem zagrażać zdrowiu i życiu.
Tak stało się na Babiej Górze, gdzie ratownicy musieli pomagać kobiecie w samej bieliźnie sportowej, która leżała na śniegu i nie było z nią żadnego kontaktu. Temperatura jej ciała spadła do zaledwie 28 stopni. Kobieta doznała odmrożeń kończyn i nadal leży w szpitalu.
Jak morsować z głową?
Eksperci wskazują, że górskie morsowanie, które staje się coraz popularniejszą formą aktywności fizycznej wśród Polaków może korzystnie wpływać na zdrowie, ale tylko przy zachowaniu rozsądku.
Zanim więc wykąpiemy się w przerębli lub pójdziemy w góry półnago, zadbajmy o odpowiednią asekurację, gdyby doszło do kryzysu. Niech towarzyszy nam osoba w pełnym rynsztunku, która będzie o nas dbała przez cały czas, dysponując ciepłą odzieżą, gorącym napojem i w razie potrzeby telefonem alarmowym.
Źródło: TwojaPogoda.pl / GOPR Bieszczady.