Statystyki Straży Pożarnej potrafią nas zmrozić, ponieważ tej zimy strażacy wyjeżdżali do osób, pod którymi załamał się cienki lód, kilkadziesiąt razy. Tragicznie skończyło się to dla kilku osób, których nie udało się uratować.
Wśród ofiar śmiertelnych znalazł się m.in. mężczyzna, który podczas morsowania nie mógł wydostać się spod tafli lodu. Zmarł również inny mężczyzna, który wędkował na zamarzniętym stawie i załamał się pod nim lód.
Z kolei 25-letni mężczyzna stracił panowanie nad samochodem Porsche Cayenne i wjechał na zamarznięty staw hodowlany. Lód okazał się jednak zbyt cienki i auto wpadło do wody. Całe szczęście młody człowiek o własnych siłach wydostał się na brzeg.
Opublikowany przez Alarmowy Łowicz Piątek, 15 stycznia 2021
Służby nieustannie proszą o niewchodzenie na zamarznięte akweny, ponieważ lód zaczął się tworzyć zaledwie kilka dni temu i wciąż jest cienki, nie jest w stanie utrzymać człowieka, a co dopiero samochodu.
O tym, jak wielu ludzi ryzykuje zdrowie i życie próbując chodzić po lodzie, świadczy fakt, że niemal każdej zimy strażacy muszą wyławiać z lodowatej wody kilkanaście topielców, pod którymi załamał się lód. Często są to dzieci.
Człowiek nie powinien wchodzić na lód, gdy jego grubość nie przekracza 5 cm, ponieważ lód łatwo się wówczas załamuje i można utonąć. Nie zapominajmy, że w lodowatej wodzie szansa na przeżycie jest wielokrotnie mniejsza niż w ogrzanej do 10-15 stopni, ponieważ człowiek ulega gwałtownej hipotermii, nierzadko połączonej też z szokiem termicznym, który paraliżuje mięśnie.
Przebywanie w wodzie o temperaturze w pobliżu zera zazwyczaj kończy się utonięciem w ciągu zaledwie kilku minut. Jeśli dodatkowo nastąpi szok termiczny, to śmierć może nadejść nawet w ciągu zaledwie kilkunastu sekund, nawet jeśli potrafimy pływać.
Niestety ludzka pomysłowość nie zna granic, dlatego niemal na każdym akwenie w okresie zimowym można spotkać wędkarzy, którzy siedząc na stołeczku zanurzają swą wędkę w lodowatych wodach licząc na dobre branie. Upomnienia policji i straży miejskiej na niewiele się zdają.
Wędkarze są zdania, że jeśli jest mróz, to jezioro musi być zamarznięte, ale często w praktyce jest inaczej. Stąd też tak duża liczba utonięć w okresie zimowym. Nie tylko smakosze dobrej ryby ryzykują swoje życie wkraczając na pokryte lodem jeziora.
Polscy kierowcy chyba za bardzo napatrzyli się na kolegów znad Bajkału, którzy o tej porze roku mogą bezpiecznie skrócić sobie drogę, przemierzając zamarznięte wody tego najgłębszego jeziora na świecie. Otwarto tam bowiem „zimniki”, czyli lodowe drogi. Bajkał zdążył zamarznąć do głębokości 1-2 metrów.
Tafla lodu o takiej grubości jest w stanie utrzymać samochód osobowy, który najczęściej waży 1,5 tony. Jadąc po lodzie przez jezioro z Listwianki do wsi leżącej po drugiej stronie brzegu pokonujemy zaledwie 35 kilometrów. Natomiast w normalnych warunkach, gdy okrąża się jezioro, dystans sięga aż 200 km. Jak się możemy przekonać oszczędność czasu i paliwa jest olbrzymia.
Jednak Bajkał w żadnym razie nie może się równać z naszymi jeziorami, które, nie dość, że płytkie, to jeszcze zamarzają tylko w niewielkiej skali, bo przecież nie panują u nas ponad 40-stopniowe mrozy, jak w Irkucku. Ostatnie mrozy sprawiły, że jeziora pokryły się lodem, ale jego warstwa przeważnie jest bardzo cienka.
Rozpoczynająca się odwilż sprawi, że lód zacznie zanikać. To stanowczo zbyt mało, aby utrzymać samochód. Największą grubość lód ma zazwyczaj przy brzegu, zaś najmniejszą w swej środkowej części, bo tam zamarza najpóźniej. Dlatego tak niebezpieczne może być przebywanie z dala od brzegu.
W grupie śmiałków pozbawionych wyobraźni znajdują się kierowcy samochodów, które tylko z pozoru można nazwać wyścigowymi. Próbują oni swoich sił zwłaszcza wieczorami i nocami, co można poznać po charakterystycznym ryku silnika. O tyle o ile wędkarza utrzyma lód o grubości 10 centymetrów, to już samochodem bezpiecznie można jeździć tylko wówczas, gdy warstwa lodu przekracza 30 centymetrów.
Co roku o tej porze dochodzi do tragedii. 4 lata temu niewiele brakowało, aby doszło do niej w podpoznańskich Kamionkach, gdzie czarne BMW zaparkowało w rzeczce Głuszynka. Kierowca kupił auto zaledwie kilka godzin wcześniej i chciał je przetestować jeżdżąc po zamarzniętej rzece. Nie pomyślał jednak, że lód jest cienki.
Podobne przykłady z poprzednich lat można mnożyć. Niektóre skończyły się jednak tragicznie. W lutym 2015 roku trzej nastoletni chłopcy utonęli w Jeziorze Wierzchucińskim na Kujawach. Wpadli do wody, bo chcieli złowić ryby. Zwiódł ich grubszy lód przy brzegu. Im szli dalej w głąb jeziora, tym lód był cieńszy aż się pod nimi załamał.
Na zamarzniętym jeziorze Dargin w rejonie Giżycka na Mazurach lekkomyślni mieszkańcy urządzili sobie kulig. W pewnym momencie samochód, który ciągnął za sobą sanki z kobietą i dzieckiem, częściowo zanurzył się w wodzie. Na miejsce została wezwana Policja. Mężczyźnie grozi do 3 lat pozbawienia wolności.
Jeszcze większym brakiem wyobraźni wykazał się 26-letni kierowca, który chciał podriftować sobie po Jeziorze Tejstymy na Warmii. Około 100 metrów od brzegu samochód wpadł do wody i zaczął tonąć. Ratownicy wydobyli samochód, który osiadł na dnie na głębokości 6 metrów. Niestety, mężczyzna nie przeżył.
Weźmy sobie do serca, że nie wolno wchodzić na zamarznięte jeziora, bez względu na to czy są one dostatecznie pokryte lodem, czy też nie. Każdego sezonu takie pomysły kosztują życie kilkudziesięciu osób, w znacznej mierze dzieci, które podczas ferii wpadają na naprawdę koszmarne pomysły, bez wiedzy rodziców.
Źródło: TwojaPogoda.pl / Policja.