FacebookTwitterYouTubeIstagramRSS

Pożar lasu jest tak rozległy, że tworzy własną pogodę. Jej skutkiem jest okazała chmura burzowa

W Kalifornii wybuchł pożar, który strawił już lasy o powierzchni o połowę większej do Warszawy. Strażacy wciąż go nie opanowali. Tymczasem żywioł jest tak rozległy, że wytworzył własną pogodę. Jej skutkiem jest potężna chmura burzowa, która wznieca kolejne pożary.

Chmura Flammagenitus. Fot. NASA / James Haseltine / Oregon Air National Guard 173rd Fighter Wing. / Adam Voiland.
Chmura Flammagenitus. Fot. NASA / James Haseltine / Oregon Air National Guard 173rd Fighter Wing. / Adam Voiland.

Aby prognozy pogody mogły się sprawdzać w stu procentach potrzebne są nie tylko dane na temat obecnego stanu atmosfery. Okazuje się, że znacznie poważniejszy wpływ na pogodę mają zjawiska mające miejsce na powierzchni ziemi.

Niewątpliwie należą do nich pożary lasów, których skala może czasem przerażać, tak jak ma to miejsce obecnie w Kalifornii w USA. Jeden z najbardziej rozległych pożarów, tzw. Creek Fire, strawił już obszar większy o połowę od Warszawy.

Strażacy nie opanowali żywiołu nawet w 1 procencie ze względu na to, że trawi on trudno dostępny obszar. Niestety, jego bilans jest opłakany. Zginęła już 1 osoba, a 12 zostało poparzonych. W zgliszczach jest 360 zabudowań.

Nad ogniskami zaczęły się unosić kłęby dymu, pośród których wyłoniła się gigantyczna chmura burzowa. Uwieczniła ją pasażerka jednego z przelatujących nad regionem samolotów. To niezwykłe zjawisko nadal jest celem badań naukowych.

Zdjęcie z samolotu DC-8 ukazujące dym z pożarów powyżej kłębowisk chmur. Fot. NASA.

W największej tego typu w historii operacji badawczej brało udział aż 100 naukowców z 29 organizacji. Zespół badał chmury m.in. z pokładu samolotu DC-8 należącego do NASA. W pasie od Kolorado przez Oklahomę po Alabamę monitorowane były zjawiska zachodzące na danej wysokości, od podstawy chmury aż po jej wierzchołek, a więc od kilkuset metrów do nawet ponad 15 kilometrów.

Najbardziej istotne dane zebrano podczas przelotu nad gigantycznymi pożarami lasów w stanie Kolorado. Naukowcy mieli nadzieję zbadać proces formowania się chmur burzowych nad szalejącym ogniem, które nazywane są Flammagenitus, zgodnie z najnowszym wydaniem Międzynarodowego Atlasu Chmur.

Pobrane próbki i przeprowadzone pomiary wskazują na to, że pył będący efektem spalania oraz silnie trujące gazy (formaldehyd i tlenek węgla) rozgrzane niemal do czerwoności, unoszą się do atmosfery wraz z prądami wstępującymi z prędkością aż 160 kilometrów na godzinę.

Zdjęcie z samolotu DC-8 ukazujące dym z pożarów poniżej kłębowisk chmur. Fot. NASA.

Zostały one odnotowane nawet na wysokości 12 kilometrów, co oznacza, że wpływały na rozwój chmur burzowych na każdym pułapie. Nad ogniskami pożarów rozwijały się chmury znacznie potężniejsze niż na przyległych obszarach.

Przynosiły one ulewne deszcze, gradobicia, wichury i wyładowania elektryczne. Zarówno sprzyjały gaszeniu pożarów, jak i na nowo je wzniecały poprzez bijące pioruny. Prognozy pogody mogą się nie sprawdzać, ponieważ nie biorą pod uwagę pożarów.

Z kolei wprowadzenie danych na temat pożarów do superkomputerów liczących prognozy pogody, na niewiele się zda, bo wciąż do końca nie poznaliśmy tych procesów. Pewne jest, że analiza zebranych danych rzuci nowe światło na związek pożarów z burzami i być może pomoże nam w przyszłości udoskonalać prognozy pogody.

Źródło: TwojaPogoda.pl / NASA.

prognoza polsat news