Gwałtowne burze, które przeszły nad Kalifornią w połowie sierpnia, stanowiące pozostałość po tropikalnym cyklonie Fausto, wywołały ponad 300 ognisk pożarów, które zaczęły trawić wyschniętą na wiór roślinność porastającą wzgórza.
W ciągu tygodnia liczba pożarów przekroczyła 600 i wciąż się zwiększa. Najtrudniejsza sytuacja panuje w środkowej i północnej części stanu, gdzie rozprzestrzeniająca się nawet z prędkością ponad 100 kilometrów na godzinę ściana ognia rujnuje wszystko na swej drodze.
W ramionach ognia temperatura dochodzi do 1200 stopni. Nic nie jest w stanie się jej ostać. Mieszkańcy często w ostatniej chwili są ostrzegani przed nadciągającym ogniem i nie mają czasu na ewakuację. Zabierają ze sobą tylko najpotrzebniejsze rzeczy.
Nie wszystkim się udaje uciec przed żywiołem. Jak wynika z danych strażackich, zginęło już co najmniej 6 osób, a ponad 20 zostało rannych. Obrażenia to poważne poparzenia ciała. Ogień strawił już blisko 3,5 tysiąca budynków, w tym domów. Do gołej ziemi wypalony został obszar o powierzchni Warszawy.
Kłęby szarego, trującego dymu unoszą się w powietrze, przysłaniając niebo nad połową stanu. Opadający pył dusi mieszkańców. Służby zalecają pozostanie w domach zwłaszcza tym, którzy cierpią na choroby układu oddechowego.
Załamujące się na drobinkach promienie słoneczne barwią o zachodzie słońca niebo na intensywną czerwień. Krajobrazy przypominają apokalipsę i świetnie oddają to, co dzieje się w najbogatszym stanie w USA.
Zdjęcia satelitarne jeżą włosy na głowie. Dym rozprzestrzeniany jest po znacznej części zachodniej i południowo-zachodniej części kraju, docierając aż do arizońskiego Phoenix, oddalonego od ognisk o blisko tysiąc kilometrów. Smugi dymu ciągną się też na setki kilometrów w głąb Pacyfiku.
Nagrania z oka żywiołu przerażają. Mieszkańcy uciekając przed żywiołem przejeżdżają przez ścianę ognia narażając przy tym zdrowie i życie. Walka z ogniem potrwa do pierwszych od wielu miesięcy opadów deszczu, które nadejdą nie wcześniej niż w październiku.
Źródło: TwojaPogoda.pl / CalFire.